niedziela, 02 października 2011 12:50

KUBA wyspa jak wulkan gorąca

Napisał

Wspomnienia inż. Kazimierza Kubiaka z ponad rocznego pobytu na Kubie w roku 1962 jako przedstawiciela "MOTOIMPORTU" opiekującego się z ramienia tej instytucji polskimi motocyklami  Junak, WSK i Ryś (wspomnienia opublikowano w tygodniku "Motor" wrzesień, październik 1962r).

Podczas zetknięcia się z Ameryką Południowa, w Paramaribo, w czasie kolejnego lądowania, mieliśmy dość nędzne humory: trudno będzie wytrzymać przy takim upale, istna piekarnia! Cale szczęście, że pobyt trwa tu krótko a droga prowadzi nas dalej przez Caracas, Curacao, Arube, Kingstown - na Kubę. Lądujemy w Hawanie. Licznych pasażerów wita orkiestra złożona z trzech ,,caballeros" wygrywających kubańskie rytmy.

W międzyczasie przyjeżdżają Nysą koledzy, którzy zawożą nas do hotelu. Na sprzęt, który ma nadejść z kraju czekamy kilka dni. Jedni z nas czekają na Stary, inni na Warszawy pick-upy. Nysy, Żuki.

Ja osobiście czekam na Junaki, WSK i Rysie. Zapoznajemy się ze stacja obsługi - o motocyklach nic nie słychać. Naszą siedzibą jest była stacja obsługi Dodge, a przedsiębiorstwo nazywa się:  Establecimiento Estatal De Vehiculos Poloneses w Hawanie przy ulicy 23 i P.  Przychodzą wreszcie na „Bytomiu" oczekiwane Junaki. Jestem trochę niespokojny jak je przyjmą? Przyjęli znakomicie. Kubańscy mechanicy motocyklowi z ich szefem Giullermo Flores - zwanym przez wszystkich ,,Florkiem" kiwając głowami mówią: bueno, bueno, bueno! Później przychodzą WSK i Rysie. Jest trochę kłopotu z rozkonserwowaniem. Z klimatem nie jest tak źle jak przypuszczaliśmy, powoli przyzwyczajamy się do gorąca.

W miare napływu motocykli z Polski zachodzi konieczność zmiany lokalu oraz przyjęcia do pracy dodatkowej ilości mechaników. Tak więc stacja motocyklowa przenosi się do nowych pomieszczeń (po dawnym Austinie). Gorzej z mechanikami - tych kaperujemy ze stacji Harley-Davidson. Praca rozkręca się. Jest trochę kłopotu z wyciekami oleju w Junakach, i prądnicą w WSK oraz z hamulcami w Rysiach.

Ogólna jednak opinia o polskim sprzęcie jest bez zarzutu i coraz więcej kubańczyków staje się posiadaczami polskich motocykli. Wytwarza się bardzo miła i serdeczna atmosfera, która nie zmieniała się przez cały czas mojego pobytu na Kubie. Polskie motocykle pomimo wysokich cen rozchodzą się szybko. Junak kosztuje na Kubie - 900 pesos; WSK - 450 pesos; Ryś - 250 pesos. Motocykli na Kubie nie jest zbyt dużo, według Auto-Cuba z IV.1961r. kręci sie tu około 12.000 pojazdów jednośladowych, i to przeróżnych marek. Spotyka się tu bardzo stare modele, jak też i najnowsze Hondy, nie mówiąc o BSA, Triumph, Ariel.

Najpopularniejszy pojazd jednośladowy na Kubie to motoneta, rodzaj skutera firmy Cushaman z automatycznym sprzęgłem w różnych wersjach, z wózkiem z boku. z przodu i z tylu. Samochodów osobowych jest znacznie więcej - około 200.000 szt. W samej Hawanie podobno - 110.000. toteż stacje obsługi oraz stacje benzynowe spotykane są na każdym kroku.

Olbrzymie parkingi: miejskie, spółdzielcze i prywatne, nie licząc parkingów na jezdniach. Wielu posiadaczy samochodów ma tu naprawdę wielki kłopot ze znalezieniem miejsca do parkowania samochodu. Po każdej stronie ulicy krąży "parquedor". Jest to facet który nie odstąpi od posiadacza samochodu dopóki nie otrzyma napiwku. Można raz nie dać, ale gdy drugi raz zostawi sie w tym samym miejscu samochód, jedna opona będzie na pewno bez powietrza. Nie znając tych zwyczajów przekonaliśmy się o tym na własnej skórze, kiedy wypuszczono nam powietrze aż w dwu oponach. Nie trzeba chyba dodawać, że wymiana opon na słonecznym skwarze nie należy do przyjemności. Takie jest nie pisane prawo, gdy jest się jednak stałym klientem „parquedora" — nikną wszelkie kłopoty.

Paliwo na Kubie jest tanie 1 galon kosztuje 33 centawos. Tutaj nikt nie pyta ile pojazd pali. Pierwsze pytanie brzmi: ile ciągnie? Samochodem nikt się specjalnie nie przejmuje. Każdy kubańczyk wie. że trzeba lać gazolinę. olej i od czasu do czasu pojechać na stacje obsługi. Osobiście mogłem stwierdzić, że przy wszelkiego rodzaju drobnych wypadkach jak zderzenie czy wgniecenie, cała sprawa ogranicza sie tylko do wymiany adresów między zainteresowanymi. Policja rzadko interweniuje w tych sprawach. Pamiętam specyficzny wypadek na ulicach Hawany: zderzyły się cztery samochody. Całe "nabożeństwo" związane z przyjazdem karetki pogotowia, policji i usunięciem samochodów trwało 15 .minut.

Dość ciekawie odbywa sie sprawdzanie prawa jazdy (licencja). Odbywa się to w ruchu - wystarczy tylko pokazać prawo jazdy. Jeśli ktoś nie ma prawa jazdy płaci mandat w wysokości 5 pesos bez sprawdzania dowodów osobistych!

W kwestii alkoholizmu spotkałem się z takim zdaniem: "Jeśli jedziesz, nie pij - Jeśli pijesz nie Jedź"! Kubańczycy. co tu ukrywać, lubią sobie "przechylić", ale w miarę. W sprawach tych uderza duża dyscyplina. Samochodem jeździ się na Kubie bardzo przyjemnie, ale motocyklem chyba jeszcze lepiej. Opuszczając kubańskiego samochodziarza niezapomnianego "Manola" przyrzekłem, że będę tylko pisał o motocyklistach.

Przejdę do tego w dalszej części. Chciałbym jednak wspomnieć jeszcze o niezmiernie przyjemnej podróży z Hawany do Santiago de Cuba. Doszło do tego na zaproszenie dowództwa jednostki wojskowej stacjonującej w górach Sierra Maestra gdzie znajdowało się trochę naszego sprzętu, w tym kilka Junaków.

O umówionej godzinie zjawił się w hotelu, niskiego wzrostu kapitan. Miał nas zabrać na kilkudniowy pobyt, gdzie mieliśmy przejrzeć motocykle, udzielić wskazówek oraz zebrać materiały odnośnie eksploatacji. Ładujemy się do "Buicka-Special" i ruszamy z Hawany przez tunel, za którego przejazd trzeba płacić 20 centavos i dalej śliczna autostrada Via Blanca do Matanzas. Pod wieczór przybywamy do Cienfuegos.

Idziemy coś zjeść do jednej z wielu "Cafeterii". Przy jednym ze stolików gorąca dyskusja. Temat: jaki był najlepszy czas w wyścigach samochodowych Hawana - Cienfuegos. Od stolika wstaje jakiś kubańczyk, podchodzi do naszego kapitana pytając: "Modesto - jaki był twój czas w tych wyścigach?" Dowiadujemy się, że ten nasz kapitan - to bardzo popularny Modeste Bolano, były mistrz wyścigowy Kuby z lat 1956, 57, 58, serdeczny przyjaciel Manuela Fanglo...

Następnego dnia wyruszamy do prowincji Oriente, do miasteczka szkolnego im. Camillo Ciefuegos, jednego z wielu, które buduje się na Kubie. Ja opiekować się mam Junakami, a Manolo - Warszawami. W rozmowie z kubańskimi posiadaczami polskiego sprzętu potwierdza się, że Junak nadaje się wybitnie do tutejszego górskiego terenu. Po tygodniowym pobycie, przez Santiago de Cuba powracamy do Hawany. Odwiedzamy Modesta Bolana w jego mieszkaniu pełnym pamiątek, olbrzymich pucharów, nagród, dyplomów; otrzymuję zdjęcia z autografem. W powrotnej drodze "mistrz" daje, na prawie 1000 km trasie, pokaz naprawdę pięknej jazdy. Wjeżdżając do Hawany jesteśmy trochę zaskoczeni: okna pozaklejane papierami, pozamykane okiennice, Malecon (olbrzymi bulwar) pusty. Czyżby nowa inwazja? To tylko pogotowie przed cyklonem, który akurat dawał się we znaki w prowincji Pinar del Rio. Powracam do pracy na stacji motocyklowej przy ul. Humboldt 1 P. Zaczynają sie codzienne kłopoty... Mechanicy kubańscy radzą sobie dobrze z naprawami. Jako ciekawostkę podaję, że nowo przyjęty mechanik przychodzi do pracy z własnymi narzędziami.

Największy ruch na stacji w poniedziałki, ponieważ w soboty i w niedziele prawie wszyscy wyjeżdżają na weekend. Trudno wtedy poznać ulicę - jak w wyludnionym mieście, zniknęły parkowane po obu stronach jezdni rzędy samochodów. Idąc do pracy rano w poniedziałek spotykam Antoniego (nasz rodak, Kowalski, który mieszka w Hawanie około 30 lat gdzie prowadzi taksówkę). Antonio siedzi w swoim Cadillac'u zły jak nieszczęście, ponieważ „piquera" (postój) zastawiony jest prywatnymi samochodami. Prosi abym poczekał. Zobaczysz co się będzie działo! Stoję więc i czekam. Antoni gwiżdże przeraźliwie. Na ten sygnał wyrasta jak spod ziemi policjant na Harley'u (policjantów ze służby drogowej nazywaliśmy „ułanami" z racji wielkiej elegancji i butów z ostrogami). Zdążył tylko wypisać jeden mandat, reszta wozów umknęła niepostrzeżenie.

W Hawanie gwiżdże się również na taksówki, które malowane są na kolor pomarańczowy. Można tu do taksówki wsiadać i wysiadać w dowolnym miejscu. Nie jest również rzadkością, że taksówka zatrzymuje się na skrzyżowaniu, tamując ruch, aby mógł wysiąść pasażer. Ceny dość przystępne, kierowcy bardzo uprzejmi. Ulice patrolują „ułani" na Harley'ach, wyposażonych w syreny i radiotelefony. Taki policyjny motocykl rozwija dużą szybkość. Policjanci cieszą się tu dużym zaufaniem. Kubański policjant drogowy nie czepia się drobnostek, nie może pozwolić sobie na długie załatwianie spraw. Jest w ciągłym ruchu i podobno, jak mi jeden z nich opowiadał, jadąc motocyklem, wypisuje mandat karny. Jeżdżą szybko i w dość dziwnej wyprostowanej pozycji, z nogami opartyml na podnóżkach zderzaka. Największą jednak sympatią darzą motocyklistów - bardzo rzadko się zdarza, aby policjant ukarał motocyklistę mandatem.

Policja przyszła z pomocą motocyklistom mającym zacięcie sportowe, wyznaczając świetny teren do tego celu w dzielnicy Alamar, gdzie każdy może próbować swych możliwości. Regularnie co niedzielę pełno tam motocykli, jak również samochodów. Nie ma organizatorów, klubów itp. Wyścigi organizowane są samorzutnie. Biegi idą klasami, począwszy od mopedów, a skończywszy na kategorii ponad 500 cm. Jest również policja, która otwiera takie wyścigi, robiąc po dwa okrążenia trasy. Służby porządkowej nie ma. Nikt nie pobiera biletów wstępu. Jest za to zbiórka do "kapelusza" na puchar dla zwycięzcy. Motocykle różnych marek. Spotyka się tam motocyklistów w skórzanych kurtkach z napisem na plecach "Club Los Orates" (Klub wariatów), którzy legitymują się emblematem z trupią czaszką. Ci w tych wyścigach udziału nie biorą - są posiadaczami Triumphów 650 cm i uznają tylko wyścigi na prostej połączone oczywiście z akrobacją. Miałem osobiście możność widzieć na Via Monumentall próby bicia rekordu szybkości podczas normalnego ruchu. Prym wiódł tu "presidente" (prezes). Trochę strach mnie obleciał, przecież w każdej chwili mógł zdarzyć się wypadek. Podobno jednak próby takie zawsze kończyły się szczęśliwie...

Zadawałem sobie zawsze pytanie: jak i gdzie umawiają się motocykliści? Pomogli mi w tym przyjaciele kubańscy. Przecież codziennie wieczorem na Maleconie od 21.00 do 1.00 spotykają się niemal wszyscy motocykliści Hawany. Tu obok wesołego miasteczka, przy zalewie portowym, znaleźć ich można dziesiątki. To tu odbywają się spotkania ludzi o motocyklowych zainteresowaniach. Tu odbywa się handel motocyklami, tu rozsiedli się sprzedawcy kalkomanii, rzemieślnicy tłoczący blachy pod numery rejestracyjne, sprzedawcy toreb i lusterek. Spotykam znajomych z Junakami, WSK i Rysiami. Dyskutujemy. Są ciekawi Polski. Na te nocne spotkania wkładają czapki z białymi daszkami i paskami z emblematem flagi kubańskiej. Znajduje sie wśród nich "Presidente" klubu „Los Orates", który organizuje pokaz akrobacji na Triumphach. Wszystko odbywa się w nocy, podczas normalnego ruchu,..

Na stacji, pracy coraz więcej, występują kłopoty z sygnałami "Belmy", które z trudem działają, a tutaj sygnał musi działać i to jeszcze jak. Motocykliści kubańscy lubią trąbić.

Poza normalną pracą organizujemy wycieczki dla posiadaczy polskich motocykli. Wycieczki są dość okazałe, bierze w nich udział od 20 do 30 motocyklistów. W każdą niedzielę robimy 250-350 km, zwiedzamy Mariel z Morską Akademią, dolinę Vinales, Pinardel Rio Soroę, Batabano, Varadero i wiele innych, ciekawych miejscowości. Wycieczki wyglądają trochę inaczej niż u nas. Jedzie się dwójkami lub trójkami i to dość szybko. Trochę nas denerwowało, że motocykliści zatrzymują się na trasie dość często. Trzeba jednak ochłodzić się coca-colą lub innymi napojami. Wycieczka nabierała barw, dołączali inni przygodni motocykliści. Policja drogowa pozdrawiała nas zawsze serdecznie. Ba, w miasteczkach wstrzymywano ruch. Wspólny obiad jedzono zajmując niekiedy całą restaurację. Znajdował się niezwłocznie "presidente" wybrany na jednej z poprzednich wycieczek, który czuwał nad odpowiednim przygotowaniem obiadu. Oczywiście nie odbywało się to bez toastów na cześć przyjaźni polsko-kubańskiej. Niekiedy na czele wycieczki jechali "ułani" z włączonymi syrenami - usuwały się wszystkie pojazdy dając nam wolny przejazd.

Tak jak już wspomniałem - polskie motocykle spisywały się, ku wielkiemu zadowoleniu kubańczyków, bardzo dobrze. Opuszczałem Kubę żegnany przez najbliższych przyjaciół niezapomnianym "Hasta la Vista" - Do zobaczenia!

Czytany 2283 razy Ostatnio zmieniany czwartek, 16 lutego 2017 15:03
Zaloguj się, by skomentować