poniedziałek, 06 czerwca 2011 16:15

Tak było i bywa cz. 7

Napisał

W części 7-mej przedstawiam wpisy od daty 10. 06. 2011, które będą kontynuowane do uzyskaniazakresu objętościowego jak w pozostałych częściach ( 1 - 6). Jako pierwszy po otwarciu, zawsze jest wpis  najnowszy (z 2014 roku). ZAPRASZAM 

30-08-2014

Po śląsku:

Lokomotywa! 
W piyrszym siedziały se dwa Hanysy 
Jeden kudłaty, a drugi łysy, 
Prawi
Jest na banhowie ciynuszko maszyna 

Rubo jak kachlok - niy limuzyna 
Stoji i dycho, parsko i zipie, 
A hajer jeszcze wongiel w nia sypie. 
Potym wagony podopinali 
I całym szwongym kajś pojechali. 

e do siebie niy godali, 
Bo się do kupy jeszcze niy znali. 

W drugim jechała banda goroli 
Wiyźli ze soba krzinka jaboli 
I pełne kofry samych presworsztóf 
I kabanina prościutko z rusztu. 
Pili i żarli, jeszcze śpiywali, 
Potym bez łokno wszyscy rzigali. 

W czecim Cygony, Żydy, Araby 
A w czwartym jechały zaś same baby. 
W piontym zaś Ruski. Ci mieli życie! 
Sasza łożarty siedzioł na tricie. 
Gwiozda mioł na czopce, stargane łachy, 
Krziwiył pycholem i ciepoł machy. 
A w szóstym zaś były same armaty, 
Co je wachował jakiś puklaty. 

W siódmym dwa szranki, pufy, wertikol, 
Smyczy maszyna może donikąd. 
Jak przejyżdżali bez Śląskie Piekary 
Kaj wom to robiom kółka do kary, 
Maszyna sztopła! Kufry śleciały 
I każdy latoł jak pogupiały. 

To jakiś ciućmok i łajza! 
Ciupnął i ślimtoł sygnal na glajzach. 
Mog iść do haźla abo do lasa, 
Niy pokazywać tego mamlasa! 
Potym mu ale do szmot nakopali, 
Maszyna ruszyła, cug jechoł dali. 
Bez pola, lasy, góry, tunele, 
Dar za sobom samym te duperele 
Aż się zagrzoły te biydne glajzy,

Maszyna sztopła i koniec jazdy.

Paweł i Gaweł po sląsku 
Uwe a Willi w jednym stoli dumu
Uwe na wiyrchu a Willi na dole,
Uwe spokojny, nie wadził nikumu
Willi wyprowioł, choćby we stodole.
To pies to kokot, ciepoł w nich ryczkami,
gupioł i tyroł i durch trzaskoł drzwiami.
A jak zaczon strzylac z placpatronow
to pełno dymu było w colkim dumu.
Uwe zloz na doł i rzyko do niego:
Willi jo juz wiecej nie strzymia tego.
Na to Willi pedziol ino: 
co kumu do jemu, to jemu do kumu
pierunski gizdzie, jo je w swoim dumu.

Uwe sie ino po głowie poskroboł
poszoł na wiyrch i cuś medytowoł.
Rano jeszcze Willi na szyzlongu chrapie
A tu z gipsdeki cuś mu na kichol kapie.
Willi sie zerwoł i leci ku gorze.
Kluk, kluk, zawrzyte, dol oko ku dziurze.
Filuje, Herr Jezu, cołko izba w wodzie
a Uwe z wyndkom siedzi na komodzie.
Was machst du Uwe? Jo se fiszy łowia.
Du bist verrueckt! Mnie kapie na głowa.
Na to Uwe pedzioł ino: 
co kumu do jemu, to jemu do kumu
ty pierunski gizdzie, jo je w swoim dumu.

15-08-2014

Mundek Magda !

Wróćmy do początków polskiej władzy w Szczecinie! Kiedy tylko nastała, Mundek został mianowany pełnomocnikiem Prezydenta miasta do spraw fortepianów, pianin, klawesynów, szpinetów, pianoli, szaf grających i harf (z wyłączeniem harf eolskich i anielskich). Dziś może to dziwnie brzmi, ale była to funkcja na te czasy ważna
i potrzebna. Był to czas kiedy niemieccy mieszkańcy Szczecina wyjeżdżali na zachód z podręcznym bagażem pozostawiając sprzęt ciężki ,jakim były te w/w instrumenty. Aby jakaś polska lub azjatycka dzicz nie porąbała tego na opał - trzeba było je zabezpieczyć. I to było zadanie dla Mundka i jego ekipy.
- Sprawdzaliśmy dom po domu, mieszkanie po mieszkaniu i zastany sprzęt zwoziliśmy do hali. Sprawdzaliśmy także już zasiedlone mieszkania. Gdy był instrument to pytaliśmy - czy ktoś na nim gra ?
- Marysia !
- Marysiu- zagraj ,,wlazł kotek na płotek"
- Po pomyślnym zdaniu egzaminu - instrument z aktem uwłaszczeniowym pozostawał. Jeżeli Marysia wyrażała jedynie dobre chęci - dawaliśmy miesiąc czasu na opanowanie tego utworu. Zwieźliśmy na halę ponad 200 instrumentów. Kiedy nowi mieszkańcy zgłaszali się do nas ,żebyśmy ich wyposażyli w jakiś instrument - musieli przyjść z grającą osobą. Podejrzewam że Marysia była wypożyczana przez sąsiadów. Wyposażyliśmy instytucje i chętnych i nie zmarnowaliśmy żadnego instrumentu.
- Przy takim wyborze to na pewno masz Bechsteina, Steinwaya lub przynajmniej Richtera ?
-Były takie, były! Ale nie mam nawet zdezelowanego pianina !
- Jak to?
- Nie zdałem egzaminu !

 

02-08-2013 - O kibicowaniu i nie tylko. . . . . . .

- Witoj Bercik! Kibicujesz na Górniku?- Kibicuje, ale mom inna uciecha! Robia sa błozny. Jak je przerwa to chłopy ida jscać pod płot i jsco bez   net eli siatkę. A za siatko stoja jo z brzytwo. Chytam za ciulika i godam - stówa lebo ciulik! - To je dobre! Na Ruchu tyż jsco bez net. To ja tam bede!

Po jakimś czasie.

- Jako tam Karlik na Ruchu?- Je farońsko! Za sobota - pinć stów i trzy ciuliki!

26-07-2013 - Niech żyje sport!

Cały Śląsk jest zainteresowany sportem. I jak nie czynnie, to przynajmniej kibicowaniem. Ale. . . .

- Witoj Zeflik! Chopie co je los? Kibicowali my oba, ale jakejś się ochajtnął to cię nie widza na szportplacu!

- Ty mi ale nie godej. Jak tylko wspomna, to je larmo na cała ulica i pyszczy potem bez cały tygodzień.

- Moja tyż pyszczyła, ale wziąłech pasek, baba za kalfas, przegiąłem bez kolano, zawinąłech mazelonki,   spuściłech srajty, a babie - lejty.

Dziesinć na goło rzyć! Terozki mam pokój i moga tąpać kiej chca i kaj chca.

Ona terozki wie kto tu je pon i wie, że ma chopa a nie mamlasa lebo gupieloka. Zeflik przyswoił naukę kolegi!

- Ida z Fronckiem w sobota na mecz! - Nikaj nie idziesz! Z Fronckiem, tym lebrem i oklentym ożyrokiem! Na mecz,a przydziesz ożrały!

Ale Zeflik już wiedział co ma robić, ale nie do końca. Jak popatrzył na te abnażone wypukłości, to wybąkał:- Wisz Maryjka, doma tyż je piknie!

19-07-2013 - Odwiedziny.

Odwiedził nas były pacjent Krysi, który po wysłaniu go na rentę wyjechał do Niemiec. Ewenement, bo inni mimo dużej zażyłości, pozacierali ślady, a tu wdzięczny pacjent. Pytam go - jak tam?- Wicie - jak jo był za bajtla to żech był kapistrantem i szoł do kościoła rzykać, a tam farorz godali, że był kajści raj. Nie bardzo mu wierzyłem, ale tam je raj. Renta żech takom dostał, że nie potrafia tych piniendzy wydać. Jak żech tu jechał - to godali co bym poszoł do Czornej Budy (familiarna nazwa ZEW-u), wziął zaświadczenie to podwyższą rente o 30%. A ja im mówia - dość, dość, styknie tego co mom. Nie trzeba Pana Boga obrażać!   A o tym raju to prawił nie farorz a kapelonek, przytaczając Pismo Święte.    . . . . i padoł Pon do szlangi - idź furt z raju ty giździe zatracony. . . . . .

05-07-2013 - Jechalim i dojechalim (Z kabaretu RAK)

Onkel Willi szrajbnął - przyjeżdżajcie. Tu je dobrze. Tu pinidze walają się po ulicy, nic ino zbierać! Wysiadają w Monachium, a tam na peronie leży 50 marek.

- Miał recht onkel Willi. Poziroj na te marki. Bieremy?

- Ni!

- A to czamu ?- Nie bede od piątku zaczynał arbajtować!

28. 06. 2013 - Jadymy! ! ! ! !

W związku z, należy się pozbyć klamotów. Ukazało się takie ogłoszenie, które udało mi się wyszperać. Tłumaczył nie będę bo wszystko jasne jak szwarc.

Skuli gibkiego wyjazdu do Ujka z Rajchu sprzedom drapko:Wertiko na wysoki glanz, szalplaty, kartofelpreser. Szrank z trzema dźwierzami, szuflada na heknadle. Odwanckowany szyslong, blank nowe lacie. Dwa nachtische, tepich, zygor na fedrach. Sztyry gardinsztangi, durchszlog na nudle. Blumsztynder z myrtami i blumtopf ze sznitlochem. Wyglancowano roma na obrazek ślubny, guminioki.

Sztyry cwitry z rolom pod karkiem po Ołmie, waszkorb. Maszynka po gechaktes, biksa po MAGIwyrflach.

Fajny szrancek na szczewiki, fyrlok, ausgus ze żeliwa. Kaja i szlips po Fatrze, 3 kokotki, naderwana. Kołkastla na wągiel, hok z mesingowym grifem. Koło z luftpompom i skrzinka z klamorami, szlyndzuchy.

Bonclok na szpyrka, nochtopf, Żdżadło, ryczka. Klajdersztynder z pelzmantlem i hutem, bigelbret. Oberhymdry z zapasowymi kraglami i sztylpami. Spodnioki z klapami, 3 pory fuzekli (sztopowane). Szaket po rajnigungu, taśka i brele po Ołmie, ryczka. Cyc-halter, 6 bindrów na gumce, mantelszyrca. Kofer z duplowanym dnem, holzsztynder, guminioki. Kecka z krauzkami, modern cwiter z golfem, ważbret. Ślubny ancug z kulami na mole, mantelszyrca z gurtem. Szczewiki na wysokim kromfleku, ganz nowy holzbajn. Gryfny pelzhut z szyrokim rondem, szkrobione sznuptychle. Kryka i gybis po fatrze, sztynder do prania, brołtbiksa. Złote zausznicki z kizlokami, klopfer, sztrumpfbandry. Szlundzuchy z korbami, Szuflada na cwist, szrałbencijer. Krauzy z apfelmusem, blumwaza, biksa na karbit. Kista zeltru, flaszka bryny, dwie szolki, kibel na hasie. Gybis po szwigermutrze w szklance, sztrikowane fuzekle. Dwa lojfry, żeleźniok i szułancijer. Wszystko to idzie Łobejżeć u: Gryjty Harboł, Fridenshuta wedle Kochłowic. Trzeba przelyźć bez ainfart do hinterhauzu, potym lings na drugi sztok wedlegylyndra i mocno klupać. Najlepiej wtedy jak na banie piźnie halbzwei.

21. 06. 2013 - Wyjazdy!

Zajrzałem kiedyś do biura paszportowego, a tam kilometrowa kolejka ubiegających się o wyjazd na stałe do Reichu. Zaciekawiło mnie - kto też chce nas opuścić. Znajomych z widzenia kilkoro, a wśród nich mój znajomy rodak zza Buga, czyli tajoj Jóźko stilagą zwany.  

- Co ty też wyjeżdżasz?- Jak inne mogą,to i ja mogę!

- Chłopie, przecież ty nie znasz niemieckiego!

- A jak do Polski jechał to znał polskiego? Nie znał! Się nauczył? Nauczył! Niemieckiego się też nauczę.    Myślisz, że te co tu stoją to znają niemiecki ?

14-06-2013 - Opole, ale nie festiwal. Chociaż. . . . .

Zbliżał się wielkimi krokami 1-szy Maj. W związku z tym zorganizowano akademię. W związku z akademią postanowiono wręczyć na niej odznaczenia państwowe. W związku z tym wytypowano do odznaczenia zasłużonego gisera. W związku z tym w przeddzień uroczystości zadzwoniła do gisera organizatorka.

- Wiecie że jutro będą was dekorować ?

- Ja.

- Macie jakiś świąteczny ancug ?

- Ja.

- Łoblic i jutro o 9-tej stawić się w auli WSI.

- Acha! Odznaczenia jakieś macię ?

- Ja.

- Przypiąć!

Organizatorka przed uroczystością zrobiła przegląd. A u gisera na marynarce widnieje Żelazny Krzyż! - Gdzieście to znaleźli?- Nikej nie znajdł! Sam Hitler mi go przyczepił! I znowu "cały pogrzeb na nic"!

07-06-2013 - Ozimek.

W poprzedniej przesyłce przytoczyłem taki parszywieńki dowcip. Parszywieńki to on jest, ale. . . .

Przyjęto do hutniczej straży przemysłowej takiego niepozornego człowieka. Gdzieś tak po pół roku przeprowadzono wybory do OOP. Sekretarzem wybrano miejscowego aktywistę, a do egzekutywy tegoż strażnika przemysłowego. Aby uczcić sukces, zintegrować się i zapoczątkować owocną współpracę postanowiono iść na wódkę. Wódkę pito w parku (na Ilsie) gdzie zamontowanych dla tego celu było kilka stołów. Gdzieś tak po kilku kieliszkach, poprosił o głos ten niepozorny strażnik. - Chciałbym z tow. sekretarzem wypić za starą znajomość! - Ja towarzysza nie znam! - Znacie tylko nie pamiętacie. To ja przypomnę. Swój ślub pamiętacie? Przyjechaliście z frontu, w mundurze i fetowano was jak bohatera. Do ślubu jechaliście bryczką, a powoził taki niepozorny niewolnik z Polski. To byłem ja. Liczyłem że z okazji tej uroczystości coś mi skapnie z weselnego stołu. Myślałem że się coś oberwie. I nie przeliczyłem się. Oberwałem od towarzysza oberlejtenanta dwa razy w pysk!

No i zaczęło się dziać. Jak mówi stare porzekadło - "cały pogrzeb na nic". Trzeba było powtarzać wybory!

01-06-2013 - Wyjazdy

Jak zaczęła się epoka Gierka otworzyła się możliwość wyjazdów na stałe do RFN-u, niby w ramach łączenia rodzin. Pół Śląska składało podania o pozwolenie na wyjazd, porzucając domy, gospodarstwa, pracę. Jaki to był masowy ruch niech świadczy fakt, że z mojego 50-cio osobowego biura wyjechało około 30 osób. Zaczęła się pomału robić pustynia. Władze stawały na głowie - żeby te wyjazdy ukrócić i nie było łatwo dostać zgodę na wyjazd. Więc ludzie kombinowali.

- Alojz - jak z twoim wyjazdem?

- Załatwione!

- Jakeś to załatwił ?- Poszedłech do sekretarza partii, ciepnąłech legitymację partyjną na stół, piznołech kromflekami, zrobiłech handsaluten    i żech pedzioł - hejl Hitler!

- I co ?

- I za dwa tydnie jadymy!

- Alojz - to je chyba richtig ten knif. Zrobia to samo u siebie! Jak powiedział tak zrobił i kiedy zahajlował, sekretarz się poderwał z uśmiechniętą gębą.

- Chopie! Nie godej! Nasi wrócili ??! !

24. 05. 2013 - Fascynacji ciąg dalszy!  

Rzecze feszter do fesztera  (myśliwy)

- Wisz Froncik - w sobota żech prasknoł hazoka (ustrzelił zająca) mioł 17 kilo!

- Fulosz! Ni ma takich hazoków. To był muclik (cielak)

- Som! Ten przileciał z Reichu!

- Terozki mi padosz? Ja ci wierza! To jest możliwe, to jest możliwe!

17. 05. 2013 - Fascynacje!

Fasynowało miejscowych wszystko co niemieckie. Aby ich trochę sprowadzić do teraźniejszości - wymyślaliśmy antyfascynacje.

- Francik byłeś w Reichu, godoj jako tam jest?

- Tam wszystko je lepsiejsze, tam nawet citryny som śtyry razy kwaśniejsze niż u nos!

- Fanzolisz!

- Ni! Ale to je nic. Najbordziej rychtowna je sznora.

- Jaka sznora?

- Sznora co na nim wiesza się bielizna. Bieresz taka sznora, pantasz, szpanujesz, a po tym przykludzasz wyszkorb i wieszasz batki, hundy, unterhozy, cycenhaltery. Jak to wszystko   narychtujesz, to zwijasz sznora i idziesz do dum. A bielizna jak wisiała - tak wisi!

11-05-2013 - Zapraszam na Śląsk - język!

Na Śląsku powala człowieka bogactwo miejscowego języka, jego dosłowność, dosadność i szokujący styl dla nienawykłego. Wynajmowałem garaż od autochtonki, a ta mi się kiedyś zwierzyła że jej kuzyn też miał samochód, ale nie żyje"Pizło go na qrwie" (wypadł na zakręcie). Byłoby to może szokujące, ale już wcześniej zostałem oświecony. Mówi mi sąsiadka

- Przychodzi Adaś - mama idę się bawić z chłopakami.

- Gdzie będziecie się bawili?

- Na qrwie!

Krysia miała bazpośredni kontakt z miejscowmi więc ciągle była zaskakiwana nowym słownictwem. Jeden miał hercklekoty.  Inny - wicie jak jo kucam to ciepie flagą (jak kaszlę, to odpluwam).

- Kiedy wam się to zdarza?

- Jak futruje kokoty!

- A kim był wasz ojciec?

- Tuberok!

- Ale co robił?

- Kucał!

- Przecież z tego nie da się żyć!

- On już dawno pomrzył.

Wieczorem doszła do nas smutna wiadomość, że zmarł na zawał nasz behapowiec' który był sekretarzem partii w zakładzie. Rano nagabuje mnie portierka. - Słyszeliście - co to się stało?- A co się stało?- Naszego sekretarza szlag trefił!

09-05-2013 - Witaj majowa Jutrzenko!

Maj przyniósł trochę wspomnień z naszej niedorosłości. Śpiewano wtedy inne szlagiery, a w pierwszym szeregu szli przodownicy pracy, przepasani szarfą na której widniała liczba wykonanej normy pracy. A był to czas Pstrowskich, Apryasów, Bugdołów i między nich wpuszczano tylko takich którzy przekroczyli 300%.

Minęła także niezauważona 60-ta rocznica wiekopomnej chwili w dziejach Śląska. Chwili, która spowodowała, że na całym świecie wyrzucono stare mapy i gorączkowo drukowano nowe. Spowodowane to było zlikwidowaniem nazwy Katowice i nazwanie stolicy Śląska - Ogrodem, a ściśle - Stalinogrodem.

W tymże to pięknym nie tylko z nazwy mieście, spora nasza gromadka miała pierwszą praktykę studencką. Praktyka odbywała się w Hucie Baildon. Kiedyś skierowano mnie do warsztatu naprawy suwnic, a ściśle - do tokarza. Obrabiał takie żeliwne bezpieczniki do walcarki blachy. Wrzeciono tokarki miało z 60 obr/min.

- To są złe warunki skrawania przy tej szybkości. . . .

- To są bardzo dobre warunki skrawania, bo ja wyrabiam 102% normy.

Jak nadchodzi 1-szy Maj,to ja    podejmuję zobowiązanie, że wykonam 104%. Wykonuję 105% i wszystcy są zadowoleni. A jak są zadowoleni - to po co to zmieniać!

28-12-2012 - Zapraszam na Śląsk.

Utyskiwałem kiedyś nad podrzędną rolą kobiet w krajach trąconych islamem. Na Śląsku odcisnęło swoje piętno germańskie - Drei K. Nabyłem kiedyś jako pierwszy z naszej paczki auto. Okazało się że moi koledzy mają mnóstwo spraw do załatwienia w okolicy i czy bym ich nie podrzucił. Podwładnym mego przyjaciela był Jasio. Na Śląsku są najważniejsze trzy święta i wszystkie na literę G. Są to mianowicie: Geltag, Geburstag i Ganc srogi paket z Reichu. Dla Jasia nastało to drugie i zaprosił swego szefa na przyjęcie.

Mieszkał w odległej o kilkanaście kilometrów wsi i tylko ja mogłem szefa dowieść. Tłumaczyłem mu, że dla mnie to żadna uciecha, bo jak samochód to nie gorzała. . . ale czego się nie robi dla przyjaciół. Zajechaliśmy i zacząłem się zapoznawać z regionalnymi zwyczajami. U szczytu stołu siedziała najważniejsza osoba w rodzinie, czyli Starzik albo Opa.  Dalej po kolei rodzina, a solenizant i powód uroczystości był według ważności pod koniec pierwszej dwudziestki. I same chłopy czyli klasyczny patriarchat.

Opa rządził, rozprawioł, udzielał głosu - jak nalać to nalano,jak wypić to wypito. Kobiety okupowały kuchnię i obsługiwały. Smutno tak jakoś bez kobiet i mój kolega użył fortelu i zaproponował aby kobiety też wypiły za zdrowie jego podwładnego. Starzik przemyślał propozycję i wyraził zgodę. Dano znać do kuchni i wkroczyło kilkanaście kobiet, każda z kieliszkiem w ręce. Nalano, wypiły i wycofały się do kuchni. Pomyślałem że to jakiś dziwny regionalizm.

Po pewnym czasie mój były podwładny imieniem Walenty obchodził 65-tkę i był na rencie. Koledzy pamiętali i powiadomili mnie, że idą z życzeniemi i czy się z nimi zabiorę. Wzięliśmy ze sobą jakiś sprzęt i poszliśmy do nieodległej wsi do solenizanta. Ucieszył się ogromnie, że ma jeszcze kolegów którzy o nim pamiętają. Nakryto do stołu, zasiedliśmy a gospodyni ciągle się krzątała. Poprosiłem żeby usiadła. Na to Walenty - Pan nie jest ze Śląska i nie zna naszych obyczajów - miejsce kobiety nie jest przy stole!

Za chwilę poznałem inny miły obyczaj. Pod okno przyszła orkiestra i zagrała jakąś melodię. U nas na wsi jest taki zwyczaj że na każdą piątkę gra solenizantowi pod oknem orkiestra i to zarówno bajtlowi jak i starzikowi!

Poznawałem te obyczaje. Wracaliśmy nocą z jakiejś imprezy i jeden z obecnych koniecznie zapraszał abyśmy do niego zaszli na gorzałę i operetenmuzik. Czego się nie robi dla kolegów! Druga w nocy. Żona zaczęła smażyć jajecznicę, jeden z kolegów powiedział żeby się położylą spać. Strzelimy polufie i idziemy do domy. Na to gospodarz  - Synyk ty mi nie buntuj baby. Baba ma być jak ta mucha - dookoła, dookoła, dookoła.

Coś w tym jest. Wiecie jak się na Śląsku nazywa pszczelarz? Lota ciula kole ula! A żona pszczelarza?Lota Ula kole ciula! Ten to ma dobrze!

A terozki skuli Nowego Roczku życza Wom, co Wy by mieli tako fajniście i gryfnie richtig i gunau jako ta ciula. No to pyrsk ludkowie!

21-12-2012 - Alosza.

Alosza był Rosjaninem. Kiedy w 1941 roku Niemcy ruszyli na wschód, to w ciągu dwóch tygodni mieli ok. pół miliona jeńców i to przerosło ich wyobraźnię i nie mieli koncepcji - co z tym zrobić? Zwołano w moim miasteczku okolicznych rolników i zaproponowano aby jeżeli ktoś chciałby parobka - to niech sobie wybierze. Gospodarz u którego mieszkaliśmy wybrał Aloszę. Mieszkał u gospodarza, a w sąsiednim domu mieszkała pietruszująca prawosławna panna. Podobno nie jest nieszczęściem jeżeli obok klasztoru żeńskiego jest klasztor męski, ale może się stać. No i stało się. Pobrali się i ślub był w cerkwi. Żyli sobie w miarę szczęśliwie, aż do powrotu Armii w szarych szynelach. Ta upomniała się o swoich, wybrała tych wszystkich parobków, umundurowała, oznakowała czarnymi pagonami i posłała tą karną kompanię na pierwszą linię. U nich nie było żadnego zmiłowania i nie można było się jakoś odkupić. Problem rozwiązywała śmierć.

Alosza szczęśliwie walczył i pisał do żony jeszcze po wojnie, aż nagle zamilkł. Kobieta starała się czegoś dowiedzieć o mężu, ale była cisza. Po wojnie wracali trofiejni zaopatrzeni w różnego rodzaju zdobyczne badziewie, które starano się wymienić na gorzałkę. Tradycja taka!

 - Podobno ukradliście dwie cysterny spirtu. I co z nimi zrobiliście? - Sprzedalim!  - A co z pieniędzmi ? - Przepilim!

Trafił do nas jakiś trofiejny oficer i opijał z ojcem jakąś transakcję. I przyszła biedna żona Aloszy, stanęło u progu.

- Niech go pan zapyta,może on coś wie o jednostce i podała numer.

Jak ten wojenny usłyszał to się wsciekł. Zaczął na nią krzyczeć i wyrzucił za drzwi. Cały dygotał. Po kilku kieliszkach, ojciec mu powiedział że sąsiądka chciała się dowiedzieć o losie męża i nie  rozumie czemuś się tak wściekł?

- Bo to niebezpieczny temat. Powiedz jej, że jeżeli chce żyć to niech przestanie się dopytywać.   Wszystcy jeńcy zostali uznani za wrogów narodu i paszli pod stienku!

14-12-2012 - Małgosia.

W sierpniu 44r. zamieszkała obok ocalała z pogromu żydowska rodzina z rezolutną sześcioletnią córką Małgosią. Rodzina ukrywała się w jakiejś ziemiance w lesie i doszła do wniosku, że podlaskiej srogiej zimy dziecko nie przeżyje. Przyszli do mego kuzyna, który był prałatem i proboszczem w rodzinnej parafii z prośbą żeby przechował dziewczynkę. Prałat Z. wyraził zgodę, ale pod warunkiem że ją ochrzci i będzie wychowywana w wierze katolickiej. Rodzice na to przystali. Dziecko było chowane prawie przez dwa lata na plebanii. Znależli się parszywcy którzy donieśli na gestapo. Zaaresztowano ich oboje, ale dziecko wspaniałą polszczyzną tłumaczyło, że rodzice zginęli podczas bombardowania w Warszawie, a ona jest teraz u wujka. I po trzech dniach zostali wypuszczeni.

Małgosia z dziecięcą żarliwością uczestniczyła w obrzędach kościelnych. Siadywała na schodkach naszego domu i kiedyś moja mama zapytała.

 - Co ty tu robisz Małgosiu ? - Czekam na pana Choińskiego, bo idziemy razem na majowe nabożeństwo.  - Teraz jest południe, a nabożeństwo będzie za sześć godzin!  - Nie szkodzi, ja poczekam.

P. Choiński mieszkał samotnie na pięterku i miał rodzinę wywiezioną na Syberię. On sam według standardu sowieckiego został osadzony w więzieniu. Kiedy Niemcy ruszyli na wschód wymyślono żeby więźniów ewakuawać i załadowano ich do wagonów, ale zabrakło lokomotywy. Żeby wyjść z tego impasu, bo Niemcy byli tuż tuż, postanowiono rozstrzelać wagony. Posiano solidnie z erkaemów i zwiano. Z tego wagonu wyszło bez szwanku czterech więźniów w tym p. Ch. Chodził z prawie przybraną córką do kościółka, bo rodzice byli innego wyznania. Niestety zlecieli się wyznawcy mojżeszowi i zaczęli indokrynację dziecka. Było to t. zw judzenie.

- Ty nie jesteś Małgosia, tylko Rachela. Jak ty jesteś Żydówką to ty nie możesz być kotoliczką, - Ty powinnaś jak twoi rodzice wyznawać wiarę mojżeszową. . itd itd. Dziecko się broniło, bo zawalił się jej dotychczasowy świat wartości. Indokrynacja była permanentna i tak jej pomieszano w głowie, aż ktoś tam na górze zlitował się nad dzieciakiem - dostała zapalenia opon mózgowych i zmarła. Przyszedł jej zbolały ojciec do mego ojca.

 - Mam taką prośbę. Czy mógł by pan pojechać do księdza prałata i zapytać - czy ona może być pochowana    na tamtejszym cmentarzu?Pojechał ojciec i zapytał. Ksiądz zapłakał i powiedział, że tu była chrzczona i ma prawo być tu pochowana. Kiedy przekazał sąsiadowi tą zgodę - ten miał następną prośbę.

 - Czy móglby się pan zająć pogrzebem, bo my Żydzi nie możemy uczestniczyć w obrzędach katolickich.

Wynajął ojciec furkę i zawiózł do Topczewa, gdzie pochowano Małgosię!  

07-12-2012 - MorycMoryc był jednym z ocalałych, czyli tzw. przeżytek.

Byłem kiedyś świadkiem rozmowy między moim ojcem a tymże Morycem.  -  . . . . . . i ten cham który mnie ukrywał, to przez dwa lata karmił mnie na okrągło mlekiem i kartoflami, a ja mu dałem główkę maszyny do szycia samego Singera! Pójdę i mu ją odbiorę!  

-  Moryc, a ty miałeś córkę? Gdzie ona? 

-  Nie żyje.  

-  Co byś dał gdyby ożyła? 

-  Ja bym dał wszystkie pieniądze świata!  

-  A ten cham miał jakieś dzieci?

-  Miał i to czworo.  

-  Jak myslisz? Co by się z nimi stało gdyby ciebie u nich znaleźli? 

-  Stanisław ja cię bardzo przepraszam! Ja nie wiedziałem że jestem taki głupi!

30-11-2012 - Grynszpan.

Grynszpan był elektrykiem jedynym w mieście i jako niezbędny dla życia miasta nie został przesiedlony do getta. Przy wywózce ich pominięto. Ale wiosną przyszedł do nas ze łzami w oczach.

- Przyszedłem się pożegnać bo już się więcej nie zobaczymy. Jutro nas wywożą. Ja wiem że na śmierć,   bo mi powiedzieli. Powiedzieli też że jak chcę to mogę zostać, ale rodzinę muszą wywieźć. - Mama spytała czy nie chce się ratować?- To jest moja rodzina i nie mogę ich w takiej chwili zostawić. Nawet gdybym przeżył    to nie mógłbym żyć z myślą że ich porzuciłem.

Pożegnał się z nami i odszedł płaczący.

23-11-2012 - Szalom Alejchem!

O tej porze, przed 70-ciu laty wywieziono getto. Obserwowałem ogromny sznur furmanek, wywożący ponad 2 tysiące zrozpaczonych ludzi. Z tego transportu uciekła dziewczyna i wpadła do nas. - Niech mnie pani ratuje! Oni mnie zabiją. - Jeżeli oni się zorientują, że ciebie nie ma, to zaczną szukać. Jak cię znajdą - to wiesz co zrobią z tobą i nami.

Weź z sieni wiadro i idź powoli przez sad i nie oglądaj się. Wiadro zostaw koło studni i idź na wieś gdzie nie ma Niemców. Tam znajdziesz dobrych ludzi. I nie biegnij.

Getto wywieziono, ale nie odkryto schowka gdzie ukryło się sporo ludzi. Ponieważ ziąb był okrutny  próbowano się ogrzać i coś ciepłego ugotować. Przy tej próbie podpalono dom w którym się ukrywali. Znaleźli się w pułapce, w ogrodzonym, oświetlonym i pilnowanym geccie. Pierwszą trzynastkę z lubością ustawił żandarm Erwin. Zbiórka według wzrostu. W prawo zwrot i maszerujemy w kierunku ognia!

- Prosimy - tylko nie do ognia! - Spokojnie! I posiał od tyłu z automatu, zaczynając od maluchów. Resztę uwięziono i nazajutrz gestapo rozstrzelało ich na kirkucie (w tym trzech Polaków którzy za jakieś drobne przewiny znalazło się w areszcie).

Kiedyś zapytano Erwina, czemu z taką lubością jako jedyny strzela do Żydów? - Bo tylko ja mam dobre serce! Szans na przeżycie nie mają żadnych, więc po co mają się stresować i umierać w jakichś męczarniach. A tu mizerykordia i bezbolesna śmierć.

Ja jednak zaliczyłbym go do oprawców, a nie do dobroczyńców!

16-11-2012 - Szalom Alejchem!

Nagłówek nie bez kozery, bowiem mija 70 lat kiedy wywieziono brańskie getto i pożegnaliśmy sąsiadów i znajomych. A chciałbym ich wspomnieć, bo na to zasługują.

Brańsk jak wiele podobnych miasteczek był zamieszkiwany w większości przez Żydów. Wyganiano ich bowiem z całej Europy (Hiszpania,Anglia,Włochy,Litwa,Niemcy,Rosja) i azyl znajdowali w dawnej Polsce a potem prywislanskim kraju. Współżyliśmy z biedującymi i pracowitymi sąsiadami. Wielkiej miłości nie było, ale nienawiści też. Nie generalizuję, bo jak w każdej nacji oprócz ludzi szlachetnych jest maleńki margines parszywieńkich. Ale margines nie może być wyróżnikiem całości.

O mieszkańcach tego miasteczka napisano książkę p. t Sztetl. Kiepską książkę, bo tendencyjną i autorce z braku talentu pomieszały się fakty. Książka ta mogła powstać na podstawie relacji ocalałych z zagłady mieszkańców getta. Mimo że ich nie kochano to ocalało w okolicy ok. 200-tu, czyli około 10 procent.

Obserwowałem tragedię i poniżanie. Zaczęło się w 39-tym, kiedy to rycerska Luftwaffe zbombardowała nic nie znaczące miasteczko. Bomby spadły na dzielnicę żydowską.

Póżniej przyszli Niemcy, odeszli a weszli Sowieci, ale później ich pognano. Po przejściu frontu i przed powrotem do miasta przyszły do mamy zrozpaczone dziewczyny z prośbą żeby im pożyczyć medaliki, albo krzyżyki, bo Niemcy mogą robić selekcję na brzegu miasta i roztrzeliwać żydówki. Mam pozdejmowała z nas medaliki i dała dziewczynom. Później po naszyciu żółtych łat zaczęto tą społeczność szykanować i wymyślać różne zajęcia. Mają się stawić wszyscy dorośli mężczyźni z łyżkami. W mieście były trzy duże place wybrukowane place targowe. Zarosło to zielskiem i trzebo to do wieczora wypielić. Przed robotą był przemarsz z pieśnią na ustach. . . . jak był Śmigły-Rydz - to my nie umieli nic. A jak przyszedł Hiter złoty to nauczył żydków roboty. . . . . .

Radzieccy z ogromnego kwartału pogorzeliska zrobili park i usypali wielki klomb, na którym stanął granitowy pomnik wodza rewolucji. Stawiali też Józefa, ale to był gips. Z gipsem poradzono sobie szybko. Po zrzuceniu z cokołu wodza kazano zbić dużą paletę na której ułożono posąg i wszycy mężczyźni mieli to podźwignąć.  Ci co nie mogli się docisnąć, trzymali się poły poprzednika i z pieśnią na ustach. . Maskwa maja, strana maja defilowali po mieście, aby go w końcu utopić w rzece. Leży tam do dzisiaj.

09-11-2012 - Sinus!

Człowiek o tak dźwięcznym pseudonimie może być uważany za nestora studenckiej braci. Kiedy w 1948 roku organizowano Szkołę Inżynierską nasz kolega przyszedł na przeszpiegi. Pani w dziekanacie powiedziała, że go zapisze, a maturę w międzyczasie dorobi. Mirek nie skorzystał z dobrodziejstwa i zachował właściwą kolejność. Niemniej jednak wezwano go na uczelnię i obsobaczono, bo jest na liście studentów i to dwóch wydziałów i od paru miesięcy leżą na kupce stypendia. Niemniej Sinus swój staż wywodził od zarania Uczelni.

Nosił on studencką czapeczkę z lakierowannym złamanym daszkiem. Żeby to jakoś elegancko wyglądało to od spodu podłożył aluminiową blaszkę i przynitował. Co roku umieszczał jeden nit, a że uczciwie pogłębiał wiedzę, to tych nitów uzbierało się dziesięć.

W połowie 58-go Przyjechał Jan H. kończyć studia. Ponieważ znałem jego legendarne lenistwo, w każdy czwartek przyjeżdżałem do kreślarni, aby go poganiać. Na sąsiedniej desce finiszował Sinus. Gdzieś tak w połowie grudnia poprosił mnie abym mu opisał rysunki, bo sam ma szpatny charakter. Porozmawiamy za tydzień. Za tydzień rysunki były opisane.

- Jak się przyłożysz - to potrafisz!

- To nie ja - to mama.

- Mama jest jakimś technikiem ?

- Nie - krawcową.

A Janka nie dopilnowałem. Odwlekał zaliczenie automatyzacji obrabiarek, aż na Święta asystenci się rozjechali i minął termin zaliczeń z końcem roku. ., i było po zawodach. Kiedyś zagadnął mnie Tajemniczy Władzio. - Ten pański kolega jest chyba niespełna rozumu. Mógł przyjść do mnie - to są moi asystenci    i zaliczył bym mu na słowo.

02-11-2012 - Janusz S. and &

Na drugim roku ponad nami mieszkał Janusz z kolegami. Był to pokój utrzymany w reżimie klasztornym. Bezdymny, bezalkoholowy, żadnego kartograjstwa ani innych bezeceństw i nie ma niewiast w naszej chacie. Niezależnie od pory roku o godz. 20-tej wszyscy byli w łóżkach, bo gaszono światło. Porządek ten narzucił UCZAMP (nasza niezrealizowana nadzieja olimpijska). Oprócz nich współzamieszkiwali -Waldek P., 2 JP oraz Kazio Sp. Przychodzę do nich w odwiedziny, a tam na stole biała serwetka a na niej bochenek chleba, nóż i gruba lacha niezaczętej kiełbasy.

- Ogromnie mi miło, że zmieniliście obyczaj i nie witacie mnie chlebem i solą, ale chlebem i kiełbasą.    Przyznam, że bardzo mi się ten nowy obyczaj podoba. Częstujecie, czy sam mam się poczęstować?- Poczęstuj się!

Ukroiłem pajdkę chleba i kąsek kiełbasy. Zajadam, a cała szóstka wpatrzona we mnie. Kiełbasa podsuszana końska.

- Czy ty wiesz, co jesz?- Wiem! Konia! - Myśmy kupili, ale żaden nie ma odwagi aby jej spróbować. Jeżeli ty możesz - to weź sobie tą    kiełbasę, ale chleb zostaw.

Zszedłem do naszego pokoju.

-Panowie! Izraelitom spadała z góry manna, a nam spadła kiełbasa.

26. 10. 2012 - Morda nasz kochany, czyli Heniek co wziął i utknął w Kutnie.

Zastanawiałem się skąd mu się wziął tak uroczy pseudonim? Sądzę że natrafiłem na ślad! Poligon w Mrzeżynie. Zbliża się Henio, ale taki jakiś mordziasty. . . . gęba sina. Oj nie wraca ci on z kina. .

- Heniu, co tobie? Pobił cię ktoś?

Henio wydawał jedno słowo - jutro, jutro. .

Nazajutrz wziąłem go na spytki.

- Rozbolał mnie potwornie ząb. Poligon i żadnej apteki. Zameldowałem się u dużurnego dentysty. - Prosiłbym o jakąś pigułkę.

Posadził mnie na takim rozkładanym krześle ogrodowym.

- Pokażcie! Tu żadna pigułka nie pomoże. Trzeba rwać! - Byłem z tym zębem w Akademii Medycznej. Godzinę się męczyli i nie dali rady! - Ja dam radę! - Jakieś znieczulenie?- Na poligonie? Co wy jakaś pensjonarka jesteście, czy twardy wojak i kandydat na oficera?

Wziął takie przyrdzewiałe klapcążki i jak je założył, to pomocnik chwycił mnie za głowę i przycisnął do szczebelek oparcia. Ja nie wiedziałem że jest tyle gwiazd.

* * *

Ponieważ zamieszkiwaliśmy w jednym regionie z adeptkami stomatologii, stanowiliśmy przedmiot pożądania.

Każdy adept musiał mieć na koncie cztery resekcje, bo inaczej nie zaliczył ćwiczeń. Miał dostarczyć czterech pacjentów. Chętnych nie było bo ćwiczono na nich różne techniki. Doświadczyłem to sam kiedy przy pomocy nożnej pedałówki, przez półttorej godziny cięto mi ząb na cztery części. Powodzenie u dziewczyn miał nie urodny, inteligentny, dowcipny czy postawny, ale ten kto miał popsute zęby!

19. 10. 2012 - Szczecin i Ryszard Wspaniały!

Kontynuując ekskursję po różnych zakamarkach, naszła mnie tęsknota okrutna za miastem naszej młodości, czyli za Szczecinem. Sztandar wspomnień z tego miasta dzierżył Ryszard Wielki, albo Wspaniały!

Jednym z wyróżników naszej paki było umiłowanie sportu. Duża grupa uprawiała go zawodniczo, ale też duża grupa rekreacyjnie, reszta kibicowała! Jeżeli komuś mówię, że koszykówkę ćwiczyliśmy między północą a porankiem, to uważa że zmyślam. Ale to prawda - bo dopiero od północy sala była wolna. Na innych rocznikach i uczelniach sportowały się jednostki.

Ryszard uprawiał zapasy i odnosił w nich sukcesy. Kiedy wrócił z Mistrzostw Polski z brązowym medalem zapytałem Go kiedy wróci ze złotym?

- To nie jest mi pisane, a czemu to ci opowiem. Mistrzem Polski jest p. Wincenty Mąka. Bozia mu poskąpiła   wzrostu (163 cm), za to zrekompensowała to wagą (167 kg). Kiedy walczę z nim w stójce - to nie mogę założyć   żadnego chwytu, bo mi ginie pod pachą. Musiałbym być na kolanach. Kiedy musi być w parterze, czyli klęczeć   na wyprostowanych udach i rękach, to nie musi robić żadnych uników bo brzuch mu przylega ściśle do maty.   Zasięg moich ramion jest około 2 m. Próbuję go objąć i założyć klamrę. Nic z tego - za krótkie rączki.

  Ciągnę go na haki. Ciągnę, ciągnę - ręce mi się zagłębiają w tłuszcz, wreszcie jest opór, i. . . Spróbój   podnieść 167 kg, obrócić i rzucić na matę. Ja takiej siły nie mam. Wicemistrz jest podobnej postury!

12. 10. 2012 - Dobrzany i Wacuś

Wacuś pracował jako kierowca czołówki, a mieszkał w okolicznej wsi. Opowiada mi taką historię: Przychodzi do mnie sąsiad, który kradł z lasu kloce [tak około 4 kubików]. Nakrył go na tej kradzieży  nadleśniczy i podał do sądu. - Wacek poradź co robić bo kryminał murowany! - Zapisz się do partii.

Po pewnym czasie wezwano nadleśniczego do komitetu powiatowego.

- Wyście chyba oszaleli. Człowiek wziął z lasu dwa patyki, aby było czym zagrzać dzieciom mleko, a wy z niego   kryminalistę chcecie zrobić. Omawialiśmy sprawę na egzekutywie i nie podoba się nam wasza postawa.

Mamy nadzieję że przemyślicie sprawę i naprawicie swój błąd. . . . . .

05. 10. 2012 - Jerzy ze Stargardu Szczecińskiego.

Z okazji naprawiania przezemnie różnych gałęzi gospodarki narodowej należałem do odpowiednio branżowych stowarzyszeń technicznych. Tu stawiałem na nogi rolnictwo, więc należałem do SITR-u.

Jerzy był szefem tegoż w Stargardzie. Opowiada mi taką historię.

- Dyrektor jednego z PGR polecił zasiać spory areał rzepakiem. Zimą rzepak wymarzł, zostały tylko szczątkowe kępki tegoż. Polecił zaorać i wysiać jęczmień jary. Przyjrzał się temu prokurator i zaciągnął dyrektora do sądu domagająć się dwóch lat odsiadki za narażenie gospodarki narodowej na poważne straty. Sąd był rozsądny i polecił mnie biegłemu wykonanie ekspertyzy. Udowodniłem że ten człowiek tym posunięciem przysporzył duże zyski. Sąd sprawę oddalił a dyrektor został odznaczony Brązowym Krzyżem Zasługi.

Jeden czyn a możliwe dwie interpretacje.

28. 09. 2012 - Warszawa i Leon czyli my klasa robotnicza!

Leon pracował koło naszej brygady. Wiele nie umiał, więc wykonywał prace podrzędne. Wymieniał okładziny na szczękach hamulcowych. Umiał za to bić pięścią w stół i wołać - my klasa robotnicza! Ponieważ wybory do rady zakładowej odbywały się wtedy co rok - więc my klasa robotnicza wybraliśmy go przewodniczącym. Ale jak został to się wypiął na klasę robotniczą, więc klasa robotnicza za rok wypięla się na niego i wybrała kogo innego. Nie wypadało go cofnąć do stołu ślusarskiego, zrobiono go szefem produkcji, ale jego działalności nie odczuwaliśmy.  Pod koniec 52-go roku odbywały się wybory do sejmu. Pojechałem do rodziny na Święta i na bramie przywitało mnie obwieszczenie z kandydatami. Usiadłem z wrażenia. Na pierwszym miejscu Leon - Dyrektor Naczelny FSO! Wybrano go i dyrektorował aż do tow. Wiesława. Potem go spuszczono, ale dyrektorował jeszcze w kilku dużych zakładach warszawskich. Chlubił się podobno pochodzeniem - ślusarz z FSO!  Było to przekłamanie, bo w FSO ślusarzem to on nie był! Był pomocnikiem ślusarza w PZS 2, bo nie miał papierów czeladniczych.

Nie matura lecz chęć szczera. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

21. 09. 2012 - Warszawa i ja! A teraz jest jakaś smutna, bezemnie.

Czwartym w brygadzie byłem ja. Jeżeli ktoś myśli, że zakres moich czynności to było: podskocz, podaj, pozamiataj, to jest w mylnym błędzie. Pełniłem też funkcję odpowiedzialną! Ale o tym za chwilę, bo będzie najpierw o zamiataniu. Kwadrans przed fajrantem zaczynało się generalne zamiatanie, sprzątanie, konserwowanie powierzchni metalowych (imadła, stoły ślusarskie i. t. p. ). Kiedy skończyło się sprzątanie, brygadzista prosił majstra, a ten dokonywał lustracji. Jak gdzieś była jakaś niedoróbka - kazał poprawić, a sam szedł do swojej kanciapy. Flejtuch poprawiał, wszystcy czekali i jak powtórnie poproszony majster orzekł, że wszystko jest w porządku - udawał się do kanciapy po klucz do szatni. I można było się myć. Zabierało to pół godziny, bo przy monterze naprawczym - kominiarz to czyścioszek!

A teraz o odpowiedzialnej funkcji. Przyjechał GAZ z próbnej jazdy i kierowca zameldował że tylne koło się jakoś dziwnie chybocze. Zebrała się kilkunastuosobowa komisja aby dojść przyczyny. Po zdjęciu bębna hamulcowego, okazało się, że nie założono łożyska. To była czynność Czesława, który stał blady ze strachu. Sabotaż? Przytomny p. Stasio zwrócił się do mnie.

- Nie bierz się synku za co nie umiesz! Znikaj mi stąd bo się zdenerwuję. - Niewiele jeszcze umie, ale jest ambitny i chciałby już wszysko robić. Pomylił się, ale uczeń ma prawo    do pomyłki.

Teraz już wiecie, że ta odpowiedzialna funkcja - to może nie kozioł ofiarny, ale na pewno -koziołek. Dobrze było mieć w brygadzie ucznia!

14. 09. 2012 - Warszawa i Czesław.

Trzecim w brygadzie był dobroduszniak Czesław. Pewnego razu wezwano go do komitetu zakładowego, skąd wrócił cały roztrzęsiony i ze łzami w oczach. Co się stało?Rozmowa taka była. - Jak wam się pracuje? Zadowoleni jesteście?- Tak, jestem zadowolony. - My z was też jesteśmy zadowoleni. Doszły nas słuchy że macie zdolną córkę. Będziecie chcieli ją pewnie kształcić?- Będę. - Pomożemy wam, ale i wy musicie nam pomóc. Dziś po pracy będzie masówka. Wystąpicie i powiecie,    że te normy pracy są za duże i prosicie o ich zmniejszenie. - Słaby mówca ze mnie. Zacznę się jąkać, coś pokręcę i skończy się na śmiechu. A tu poważna sprawa. - My to wiemy! Tu macie tekst na kartce i go przeczytacie.

Koledzy, nie wystąpię, przecież mnie koledzy zabiją! Na to p. Stasio. -Czy wystąpisz, czy nie -normy i tak obetną, a ty sobie tylko narobisz błota. Kolegom wytłumaczymy,   a pozatym nie będziesz jedyny. Oni są przewidujący i zakładają, że się ktoś wycofa i dlatego ustawiono kilku. Wystąp!

I odbyło się zgodnie z przewidywaniami. Wystąpiło sześciu. I zaczęło być jak w tej pieśni kościelnej. Słuchaj partio jak cię błaga lud. . . I Zjednoczona się wsłuchała. I choć to byli ateiści, to przyjęli za swoje starorzymskie powiedzenie - vox populi, vox Dei.

Potem ukazał się komunikat - partia nasza wsłuchując się w postulaty załogi, popiera je i aprobuje. A normy oberżnięto nam o połowę! A po kilku latach był Poznań i chodziło żeby podwyższyć.

07. 09. 2012 - Warszawa i Roman.

Roman był członkiem naszej brygady i parę lat starszym odemnie. Ponieważ w tym czasie nie było wolnych sobót, to Roman w ramach rekompensaty robił sobie wolne poniedziałki. Szewskie poniedziałki jak każe tradycja. - Co to dziś mamy? Acha poniedziałek - to Romana znów nie będzie! Wszelkie próby zdyscyplinowania kończyły się fiaskiem. Ale sprawa dotarła do K. C. i ci dali radę Romanowi. Podjęto bowiem uchwałę i wprowadzono Socjalistyczną Dyscyplinę Pracy. Zaczęło żyć słowo bumelant i bumelka. Objaśniam niezorientowanych że bumelka to nie żona bumelanta, a opuszczony dzień pracy.

Prawo było proste i czytelne - za trzy bumelki, bumelant stawał przed sądem, a ten skazywał na trzy miesiące obozu pracy, czyli łagru. Gęsiówka, Potulice, Stargard i inne.

Romana to zdyscyplinowało, ale doszłiśmy do wniosku że ta szykana wywołana została przez Romana  i przez tydzień nie odzywaliśmy się do niego.

Strach był wielki i starano się nie podpaść. Podpadł mój kolega, który dojeżdżał z Legionowa. Do pracy na 6-tą, a zajęcia w szkole kończyły się i o 22-giej. Miał szczęście że trafił na mądrego sędziego, który stwierdził że ta ustawa nie dotyczy uczniów! Ufff!

31. 08. 2012 - Warszawa i p. Stasio.

Jak już kiedyś napisałem - do pilnika stanąłem w r. 1948 w Państwowych Zakładach Samochodowych nr. 2. Później przybrały czwartą nazwę, czyli WFM. Była to remontówka. Zaczynałem w brygadzie gdzie szefem był p.  Stasio. Brygada pracowała na takiej pseudo linii montażowej i składała tylne mosty samochodów GAZ AA.

Z wielką cierpliwością uczył mnie podstaw zawodu. Nie tylko to wyniosłem z jego nauk. Kiedy powiedziałem mu, że tego nie da się odkręcić, zapytał - czy to było zakręcone? Jeżeli było to się musi dać odkręcić! Powiedz, że nie umiesz, że nie wiesz jak, że nie masz siły, ale nie mów że się nie da. Ustawiło mnie to na dalsze życie z przesłaniem żeby nic nie oddawać walkowerem.

Zawsze ciągnęło mnie do mechaniki i dostałem się do świata innych pojęć. Do świata mutr i szajbek. Tuwimowskiej holajzy nie było, ale była sztamajza. Z upodobaniem przyswajałem nieznane mi nazwy, takie jak: krajzega, wasserwaga, bukwel, fortelega, bormaszyna, flaszencug, kern, dornik, raszpla, mesel, krajcmesel, szaber, drajkantszaber,  że już o klapcążkach przechszczonych bez sensu na płaskoszczypy nie wspomnę.

- Masz tu marki i ganiaj do wypożyczalni. - Dzień dobry panie Kredo. Poproszę bor jedynkę i futerko piątkę. - Nie ma. - P. Stasiu, powiedział że niema! - Co on pieprzy, chodźmy.  Czemu chłopcu nie wydałeś?- Bo on musi wyrażać się poprawnie (był to okres spolszczania odniemieckich nazw)- To go popraw a nie mów że nie ma. Też powinieneś młodych uczyć a nie udawać ważnego urzędnika.

24. 08. 2012 - Catania

Do punktu celnego dwóch starozakonnych przytaszczyło dużą bekę. - Co panowie macie w tej beczce?- Tam jest cudowna woda ze źródła Aretuzy w Syrakuzach! - Obejrzymy! Przecież to jest pełna beka sycylijskiego migdałowego wina! - Popatrz pan - powtórzyło się!

17-08-2012 - Limassol

Jako motto dla tej historyjki niech posłuży słynne powiedzonko hetmana Stefana Czarnieckiego: - żem ja nie z soli, ani z roli jeno z różnych alkoholi. Później jak go awansowali na bohatera narodowego i nawet do hymnu - to doszli do wniosku, że nie uchodzi aby się tak chwalił. No i poprzekręcali to powiedzonko i wyszło coś bez sensu.

Opowieść zacznę od Tbilisi. Było na wycieczce ze mną trzech młodych górników. Pieniędzy mieli sporo, a że, za chłamem się nie uganiali, to zakupili trzy skrzynki szampana i na kolacji zakomunikowali: - jeżeli ktoś ma ochotę na szampana - to zapraszamy do nas. Należy przyjść ze szklanką, bo tego nie mamy. Ochotę miała cała wycieczka. W trakcie tego spotkania integracyjnego nasza rukowoditielka - poprosiła:

- Zaśpiewajcie tę polską piosenkę o winie. . .

Jaka jest piosenka o winie? Po przeprowadzeniu pracy myślowej - zaskoczyło!

- Wina, wina, wina dajcie. - A jak umrę pochowajcie, - Na zielonej Ukrainie- Przy kochanej mej dziewczynie.

Gala się wzruszyła, bo była z Kijowa.

W czasie mych perygrynacji po południu Europy starałem się zgłębić to starożytne powiedzonko - in vino veritas i poznać kulturę i z tej stronyBułgarskie i gruzińskie. Toskańskie, reńskie, mozelskie, hiszpańskie, portugalskie. . I w Grecji gdzie wino sprzedaje się na kilogramy. W Budzie na węgrzyna chodziliśmy do bramkarza. Był to człowiek wzrostu 2,10 i był byłym bramkarzem w waterpolo i złotym medalistą nieuznawanej olimpiady z roku 1940. Zorganizowali ją Niemcy dla swoich sojuszników. Bramkarz miał kanciapę z ladą, a w niej dwa baniaki, takie jak kiedyś na lody i chochlę.

Wspaniałe, ale królem win,albo winem królów mianowano cypryjską Komandorię. Jak opowiadają miejscowi bajarze- zaczęło sie od króla Ryszarda Lwie Serce, który zawitał na Cypr i po skosztowaniu tego wina wpadł w zachwyt i przestał uganiać się za saracenami po pustyni i to o suchym pysku. Wolał balować na słonecznym Cyprze, tak że nie spieszno mu było do zimnej i deszczowej Anglii i jej kwaśnego piwa. Balował tak aż przepił wszystkie łupy wojenne, a późnij pił na borg, zastawiając swój oręż. Chciał na zeszyt, ale jeszcze zeszytów nie wynaleziono. Kiedy dług był dość duży i zaczęto domagać się spłaty - zwiał z wyspy myląc pogonie. Od tego czasu mówi się - wyjść po angielsku. Ale chytrzy wierzyciele dopadki go w Austrii i za pomocą tamtejszego króla wsadzili go do wieży. Uwolnili jak z Anglii przysłano okup. To nie jest do końca prawda. My byliśmy wychowywani na winie marki Tur. Recepta była prosta: - setka spirytusu, setka soku, reszta woda.

Opowiadał mi kiedyś pracownik do którego w odwiedziny przyjechała rodzina z Francji. - Ponieważ oni do obiadu piją wino, kupowałem im Tura - bo na inne mnie nie stać. Proszę sobie wyobrazić że oni wpadli w zachwyt i nie chcieli wracać do Francji.   

-To jest dopiero wino! Zapach ma, smak też i woltów tyle że potrafi sponiewierać człowieka, nie tak jak te kwaśne francuskie sikacze! Sami nie wiecie co posiadacie! To jest krół win!

10. 08. 2012  Apiać Ozimek.

Czy Wam coś mówi skrót ROP? Nie? Był to Resort Ochrony Przemysłu - czyli urzędujący w każdym większym zakładzie przedstawiciel UB. Chronił zakład w ten sposób, że wszędzie widział dywersantów. Silnik się spalił - dywersja. Dach przecieka - dywersja. Spóźnienie do pracy -dywersja. Człowiek miał chwytać dywersantów. Jak nie miał wyników to nie nadawał się na to stanowisko, a może sam był dywersantem? Siedział w swoim biurze z TT-ką na stole i był festiwal przesłuchań. Dezorganizował pracę w hucie. Ponieważ żadne interwencje u wszystkich świętych nie przynosiły skutku - sprawę w swoje ręce wzieła partia nasza Zjednoczona. Zadanie powierzono oddanej sprawie towarzyszce. Powinienem użyć słowa -oddającej. Wysłano dziewczynę z jakimś sprawozdaniem, a że było to dziewczę popitaśne - to w naszym majorze obudziło chucie.

Chuć w hucie spowodowała wściekły atak i gwałt. Dziewczę głośno krzyczało, a na to czekała pad drzwiami komisja, która wraz z fotografem podążyła na ratunek nakrywając majora in figuranti. Dziewczynę w koc i czekającą karetką do szpitala w Opolu, a potem do KW. W ten oto chitry sposób zlikwiwowano delegaturę ROP w hucie. Dziewczynę przy pierwszej okazji odznaczono Srebrnym Krzyżem Zasługi!

03. 08. 2012 - Ozimek.

Była sobie wieś. W tej wsi zbudowano hutę i aby jej nie rozkradano - ogrodzono betonowym trzymetrowym parkanem o długości około 4 km. Stoi sobie to ustrojstwo i poza oddzieleniem huty niczemu nie służy. A powinno! Miejscowe partyjne kacyki powołali trzyosobowy zespół malarzy. Zadanie było proste - namalować metrowej szerokości podkład, a na nim jak wyschnie - wypisać szczytne hasła, takie jak n. p.  ,,W odpowiedzi na atomy zbudujemy nowe domy". Wydajność brygady była około 15 m na dobę  i nie upłynął rok i huta była opisana. Ufff! Myślicie że to koniec? Nie, bo życie idzie naprzód i stare hasła się deaktualizują. No i inwencja twórcza nie ma granic! Zamalowywano stare hasła i nanoszono nowe. I dookoła Wojtek trwało prawie cztery lata. Wpadło się w trans! Sekretarz OOP na zebranie wyborcze przygotował referat który miał 120 stron. Kiedy doszło to do KW - kazano skrócić to do dwóch stron i zlikwidować hasła na płocie. Skomentowano to tak, ,to nie jest nadgorliwość - to paranoja"

Ponieważ zebrań, wieców, masówek, apeli itp było sporo i aby to ośmieszyć powołaliśmy Klub Żelaznych Dyskutantów. Zadaniem było trzymanie mowy co najmniej pół godziny z głowy i bez patrzenia na zegarek. Tematu nie należało się trzymać. Zwycięzca otrzymywał czapkę gruszek. Zabawę mieliśmy przednią bo oklaskiwaliśmy erudycyjne popisy kolegów. Kiedy jeden z nas wpadł w trans i trzymał mowę prawie godzinę - został skwitowany następująco -  Stary, walnąłeś mowę jak jaki Casanova!   Mówca jeszcze nie pozbierany -  Casanova? Casonova - to ten specjalista od pieprzenia?Właśnie!

I popatrzcie co się porobiło. Myśmy sobie robili jaja, a teraz ludzie robią to na poważnie. Co otworzysz kanał w telewizorze - to albo Casanova, albo używając terminologii szwejkowskiej -vicepierdoła!

27. 07. 2012 - Medyka.

Wybraliśmy się z kolegami do Rumunii. Ale żeby tam dojechać trzeba było przemierzyć Ukrainę. Z tą zetknęliśmy się tuż za Medyką. Przyszedł pan celnik i sokolim okiem dostrzegł zabrany na drogę, ,Przekrój". A tam w dziale moda zdjęcie dziewczyn w jednoczęściowych kostiumach kąpielowych. - Popełniliście przestępstwo. Wwozicie zdjęcia pornograficzne! Będzie kara! Na nic zdały się tłumaczenia że jest to ogólnie dostępny tygodnik - także na Ukrainie. Że u was dziewczyny na plaży też tak wyglądają itd. itd. . . . Człowiek się zaparł - pornografia i koniec.

Bawiłem się świetnie myśląc że ten prymityw żartuje, ale zaczęło to wyglądać poważnie, więc postanowiłem wejść w akcję i zastosować metodę na huk. - Komandir u was jest' ?- Jest'- Dawaj jewo siuda! Przyszedł z komandirem. Ten był bardziej kumaty. - Znam sprawę i celnik ma rację. Może u was to nie jest przestępstwo, ale u nas jest! - Ponieważ zrobiliście to nieumyślnie i nie znacie naszych przepisów zostanie to wam darowane,   ale dowód przestępstwa musi zostać zniszczony.

I komisyjnie na peronie we Lwowie -, ,Przekrój " został spalony!

20. 07. 2012 - Ozimek.

Onego czasu Gensek Gomułka zjechał twórców kultury za oderwanie się od rzeczywistości, wprowadzanie trendów zachodnich i rozluźnienie obyczajów. Szczególnie dostało się, ,Panoramie" za eksponowanie na okładkach roznegliżowanych dziewczyn.

Nadgorliwcy i wazeliniarze z huty zwołali wiec i zaproponowali wysłać do, ,Panoramy" protest: - my hutnicy zgromadzeni na wiecu ostro protestujemy przeciwko goliźnie na okładkach waszego tygodnika   i nie życzymy sobie takich widoków!

Apel poparło paru klakierów, aż zabrał głos nasz ober szew. Starszy pan, który na wojnie stracił nogi.

- Słucham was młodych i się dziwię. Ja już wiadome sprawy mam poza sobą, ale pozostał mi jeszcze zmysł   estetyczny, którego u was nie dostrzegam. Zawsze z ogromną przyjemnością lubię popatrzeć na ładną dupę!

Dostał ogromne brawa. Obśmialiśmy się i apel padochł.

13. 07. 2012 - Katowice

Starożytni Rzymianie ukuli takie porzekadło - per aspera ad astra. Byli przewidujący, albowiem richtig pasuje ono do tematu z jakim chciałbym Was zapoznać.

Pewnego razu decydenci doszli do wniosku że cztery ledwie dychające wałbrzyskie koksownie powinne być rozebrane w latach czterdziestych bo ich żywot trwał od lat dwudziestych. Mamy prawie już rok osiemdziesiąty i to się lada chwila rozsypie. Aby nie stanąć bez koksu i gazu - trzeba zbudować nową nowoczesną koksownię, a stare zlikwidować. Postanowiono zlokalizować ją w miejscowości Ciernie k/ Świebodzic.

Ale po ogromnych protestach miejscowej ludności,oraz zważywszy fakt że złoża wałbrzyskie się kończą i biorąc pod uwagą zapotrzebowanie na koks nowo powstałej Huty Katowice - zmieniono lokalizację i postanowiono wybudować ją w sąsiedztwie. Robota kolosalna i aby temu podołać doproszono do projektowania nasze dwie raciborskie pracownie. Zakasaliśmy rękawy i projektując naszą skromną cząstkę tej gigantycznej pracy wydaliśmy ponad 1100 projektów.

Ale zanim zakasaliśmy rękawy, przyjrzeliśmy się ZTE i nie dojrzeliśmy w nim żadnych instalacji odpylających. Ponieważ nam zlecono stacje przesypowe oraz sortownie, przewidując że będzie się tam potwornie pyliło, podnieśliśmy raban bo WOŚ takich instalacji nie zatwierdzi. Najpierw nam powiedziano że mamy małe rybki w głowie - bo żadna koksownia nie jest odpylana. Jednak temat został postawiony i podczas kolejnej bytności w Sojuzie zapytano co to za nieznane w koksownictwie ogromne ustrojstwa. Były to elektrofiltry, bo nowatorska w Polsce (a przyjęta z ZSRR) metoda suchego gaszenia (azot) jest procesem pyłotwórczym.

Powiedziano - jak jesteście takie mądrale - to projektujcie. Głównym Odpylaczem i Odkurzaczem zastał nasz kolega Antoś, bo to jego sekcja projektowała instalacje odpylające i odkurzające.

Pewnego razu w katowickiej Trybunie Robotniczej wydrukowano protest pod którym podpisały się gwiazdy nauki polskiej. Protest spowodowany był przedstawionymi w artykule pomiarami według, których zapylenie w Katowicach wzrosło trzykrotnie. Wszystkiemu winna koksownia Huty Katowice. Oddalona wprawdzie o 40 km i mimo niekorzystnej róży wiatrów zapyla to piękne miasto. Osobiście winien wymieniony z nazwiska Antoś, który nie ma zielonego pojęcia o odpylaniu. Przykre.

Udał się Antoś na skargę do dyr. nacz. Huty inż. N.

- Znam sprawę i uważam że niesłusznie pana oczerniono. Możemy podać ich do sądu, ale nie wygramy, bo nie zdarzyło się aby osoba prywatna wygrała z organem K. W. Wiem że to pana boli, ale [bez urazy] co przeciętnemu czytelnikowi mówi pańskie nazwisko? Mówi ono pańskim kolegom, ale oni sprawę znają. Aby temu jakoś zadośćuczynić, ja panu przyznam wysoką premię za świetne rozwiązania projektowe dotyczące ochrony środowiska. Nie będziemy tracić pieniędzy na sądy i zapomnijmy o sprawie.  I tak się stało.

Na marginesie chciałbym dodać, że kiedy ukazał się ten protest - zaczęto lać fundamenty pod baterie, a koksownia ruszyła za póltora roku.

Kiedyś wyraziłem opinię, że nauka polska mimo posiadania ponad tysiąca instytutów nic znaczącego w ciągu półwiecza nie wniosła do ogólnej teorii poznania. Byłem w błędzie i ze wstydem uroczyście to twierdzenie odszczekuję. Bo pokażcie mi drugich takich na świecie naukowców, którzy na półtora roku przed rozpoczęcie procesu, mieliby skompletowane wielomiesięczne pomiary szkodliwości jakie ten proces spowodował.

22. 06. 2012 - Brańsk.

W tym niewielkim podlaskim mieście upłynęło moje dzieciństwo i przeżyłem tam wojnę. Miasto słynne nie tylko tym że ja tam mieszkałem, ale ma także inne powody aby takim być. Każdy kto przeczytał książkę lub obejrzał film p. t. SZTETŁ wie coś o tym mieście. Tu starościł  żle wspominany Bogusław Radziwiłł i stąd wyruszył na elekcję poseł ziemi brańskiej Stanisław August Poniatowski. W1939 roku pobili nas Niemcy, ale później wycofali się i wkroczyła Armia w szarych szynelach. Życie prawie nie uległo zmianie. Rzemieślnicy działali tak samo i szewc szył buty, powroźnik kręcił powrozy, a rzeźnik kiełbasy. I do takiego rzeźnika wszedł wyzwoliciel. Po obejrzeniu zwisających kiełbas nawiązała się rozmowa.

- Eto drewniane?- Nie. - Z gipsu?- Nie. - A z czego?- Z mięsa. - Na przydział?- Nie,na sprzedaż- Mnie także sprzedasz?- Jak masz pieniądze- A jakbym chciał kilogram?- Sprzedam! - A jakbym chciał kupić pięć kilo?- Powiedziałem - Jak masz pieniądze!

A byli w pośpiechu zaopatrywani w ruble. Prosto z drukarni, w całych arkuszach. Każdy sprzedawca miał nożyczki i wycinał należną sumę.

Zakupił człowiek te pięć kilogramów kiełbasy, usiadł na łące i jadł. Jadł, jadł aż padł. Przebiałkował. Pochowali go na miejscowym prawosławnym cmentarzu. Mówiono że umarł szczęśliwy.

Coś w tym jest. Ojca przyjaciel po powrocie z wywózki na Sybir -tak zrelacjonował swój pobyt:

- Na przednówku głodująca wieś żywiła się gotowanymi ziemniakami zalanymi gorącym mlekiem.   Przez cały pobyt miałem jedno marzenie - zjeść miskę takiej bieda strawy i umrzeć.

15. 06. 2012 - Nowoczerkask

Miasto to jest stolicą Kozaków Dońskich. W tymże mieście jest Muzeum Kozaków Dońskich. Przy wejściu przywitał nas pomnik największego kozaka. To taki mikry człowiek z bródką, który miał hutę pod Krakowem, stocznię w Gdańsku, a teraz tylko mauzoleum w Moskwie.

W muzeum, jak w każdym prowincjonalnym - szwarc, mydło i powidło. Ale w czasie zwiedzania rukowoditielka tak manewruje - aby ominąć jadną z sal. Ale nie z nami te numery. Wchodzimy i wśród trofiejnych obrazów portret Stanisława Augusta Poniatowskiego, pędzla Bacciarelego. Co on tu robi? Ale po przemyśleniu sprawy doszliśmy do wniosku że jest na właściwym miejscu. Król ten wśród licznych tytułów był księciem czernichowskim, kijowskim i panem na Czerkasach. Utraciliśmy je podczas drugiego rozbioru Polski. Niedaleko w Korsuniu miał swój pałac. Jako były władca tych ziem, jeszcze dziś jest mile wspominany.

Sala była omijana z innego powodu. Był tam duży obraz na którym sotnia kozacka szarżuje na uciekających piechocińców w szaroniebieskich mundurach i maciejówkach.

- Przepraszam,ale nie chciałam abyście się czuli urażeni. - Nie jesteśmy. Fakt historyczny!

Koledze wymknęła się taka dygresja:

- Jak zwiedzam muzea i oglądam batalistykę - to tam tylko jest jak nasi leją tamtych. - Nie widziałem obrazu jak nasi dostają w kuchnię. - Jak chcesz to zobaczyć - to jedź do sąsiadów.

08. 06. 2012 - Warszawa

Będzie a propos, a nawet dwa a proposy. Pierwszy a propos dotyczy niedawno minionego radosnego Święta 1-go Maja. Radosne ono na ogół nie było, Bo czy przymus może być radosny? Niemniej ja jedno Święto wspominam bardzo dobrze!

Drugi a propos dotyczy zaczynającego się dziś Święta futbolowego. Tu muszę się przyznać że byłem wśród reprezentantów Polski!

Ale zacznijmy od początku. Jak żech był za bajtla, to żech był kibic. Kibicowałem Polonii Warszawa i tą drużynę piłkarską nawet w tej chwili potrafię wymienić. Zauroczony Polonią sam zacząłem w niej trenować -ale lekkoatletykę, bo do piłki nożnej talentu nie miałem.

I nadeszło to radosne Święto i kazano nam się stawić przed Centralą Zw. Zaw. Kolejarzy. Tam wydano piękne reprezentacyjne granatowe dresy z czerwonym napisem KOLEJARZ. Dresy były tylko na defiladę. Wszystkich ubrano, a mnie jak zwykle się coś popieprzyło i ubrano mnie w treningówki. Jak zestawiano kolumnę, to mnie z niej wyrzucono, bo nie pasowałem kolorystycznie. Okazuje się jednak że w takie stroje ubrano pierwszą drużynę piłkarską. I żebym się nie marnował to dołączono do niej mnie. Większej radości nie mogli mi sprawić! I szli ulicami miasta tacy reprezentanci jak: Borucz, Szczepaniak, Gierwatowski. Jażnicki, Ochmański, Świcarz - a ja wśród nich. Kibice ich znali, kochali i pozdrawiali, ale mieli zagwozdkę. Co to za nowy nieznany zawodnik? Czyli ja!

27-04-2012 - Rzym

- A w Rzymie pan byłeś ? - Byłem

- A papieża pan widziałeś ?- Widziałem.

- I jak go pan znajduje ?- Po prostu wspaniały człowiek! Ale ona. . . . . ?!

Nawinął mi się przy okazji taki przedwojenny szmonces.

- Panie Rozenkranc, co pan teraz porabia ?- Ja handluję

- Z czym pan handluje ?- Ja handluję z papierzem.

- Tym w Rzymie ?- i w żimie i leczie!

20-04-2012 - Racibórz

Ledwiem zaczął pracę w K. Z M. S. D. a tu przychodzi podwładny.

- Ja z taką sprawą. Dziś jest środa, a ja w środy o 11-tej wychodzę z pracy. Bo ja donoszę do wiadomego urzędu.  Nie będę tu kręcił, że mam na mieście dziewczynę, lub szwagier ma stragan i trzeba go doglądać. Nic z tych rzeczy.  Ja poprostu donoszę. Donoszę na wszystkich i na pana też! Proszę uważać na to -co pan będzie przy mnie mówił.

- Proszę uważnie wysłuchać tego co do pana powiem. Zupełnie możliwe że ma pan na mieście jakąś napaloną mężatkę   i korzystając z nieobecności męża nawiedza ją pan. Wymyślił pan sobie wspaniały pretekst, bo jak ktoś usłyszy   o wiadomym urzędzie - to mu ze strachu spodnie spadają. Ja taki strachliwy nie jestem. Po drugie - nie widzę powodu żeby panu nie wierzyć. W środy o 11-tej ma pan być na stanowisku pracy   i zapieprzać jak mróweczka, bo za to panu płacimy. Jeżeli ten cwaniaczek w urzędzie chce żeby pan kontynuowa  to niech wystąpi na piśmie i określi kto będzie panu płacił za czas nieobecności w pracy.   Albo oni, albo my, ale wtedy będziemy ich obciążać. Proszę te sprawy wyjaśnić!   Ale jeżeli ma pan takie hobby to proszę po godzinach.

Wrócił po dwóch godzinach. - Szefie, ja chyba zaproszę pana na wódkę. Powiedzieli że jak pan tak stawia sprawy - to oni rezygnują ze   współpracy ze mną. Uff! Odczepili się!

Ponieważ dyrektorował wtedy Kibic, zdałem mu relację. -Swoimi kanałami wiem że donosił.

13-04-2012 - Wilno.

Wilno mi dostarczyło ekstremalnych wrażeń. Nie tyle samo miasto, co winda która się zawiesiła w połowie drogi i nas uwięziła. Po prawie dwóch godzinach, kiedy zaczęło brakować powietrza w szczelnej klatce - ściągnięto nas na parter. Kamień mi z serca spadł kiedy pani recepcjonistka oznajmiła:- Niech się pan nie przejmuje. To się często u nas zdarza!

06-04-2012 - Sankt Petersburg.

Dla ułatwienia dodam - że to jest takie miasto w Leningradzkiej Obłastii.

Z tym przepięknym miastem związany był A. Puszkin. Czczony i uwielbiany największy poeta rosyjski. Kiedy się zbliżała ongiś jakaś okrągła rocznica - Związek Literatów ogłosił konkurs dla upamiętnienia tejże. Ogłoszono wyniki.

 - Trzecie miejsce dla pracy p. t Puszkin a leninizm - Drugie miejsce dla pracy p. t. Lenin o Puszkinie.  - Zwycięstwo odniosło opasłe dzieło p. t. LENIN

30-03-2012 - Peterhof

Wspominałem o wszechobecnej w czasach naszej młodości dyscyplinie naukowej p. t. marksixm-leninizm.

Nic się nie mogło bez tego odbywać. Kiedy zorganizowano szkolenie kwalifikacyjne dla juhasów,to były następujące przedmioty: 1 - jak się owiecki wygania,  2 - jak się owiecki zagania, 3 - marksizm i leninizm.

Czasy były uporządkowane i aby pełnić jakąś funkcję należało zdać egzamin kwalifikacyjny. Taki egzamin zdawały też babcie klozetowe. - Babciu - jak na drzwiach jest takie kółeczko, to co to znaczy?- Że to dla bab. - A jak jest trójkąt?- Że to dla chłopów- A jak jest taka czerwona gwiazdka?- Że to jest dla Bohaterów Związku Radzieckiego.

Po wyjściu pytają babcię z czego egzaminują? Miałam dwa pytania zawodowe i jedno z marksizmu - leninizmu. To były uporządkowane czasy. Teraz mają to znieść i tak ważne funkcje będą pełnić nieuświadomieni dyletanci.

Ale wróćmy do Peterhofu. W czasie zwiedzania przycisnęło mnie i zacząłem się rozglądać za ubikacją. Znalazłem - była płatna. Ale Bohaterowie Związku Radzieckiego byli zwolnieni od opłat. Przyznam się że mi to zaimponowało. Tu się dba o zasłużonych. Jakieś profity z tego są! Jesteś bohaterem - możesz lać (i nie tylko) za biezdurno! A u nas?

U nas dwóch starozakonnych przechodziło w niedozwolonym miejscu przez jezdnię i pochwycił ich obywatel milicjant. - Trzeba będzie zapłacić mandat! - Panie sierżant. Czy Bohaterowie Związku Radzieckiego też płacą?- Hmm! Wiecie, mogliście spowodować wypadek. Uważajcie na drugi raz.

Kiedy odeszli kawałek, ten drugi pyta. - Jaki tam z ciebie Bohater Związku Radzieckiego?- To już zapytać nie wolno?

23-03-2012 - Montserrat

Nie mylić z wyspą, bo to taka katalońska Częstochowa z kultem Czarnej Madonny. Po zwiedzeniu sanktuarium podkusiło nas aby wyciągiem krzesełkowym wyjechać na górujący szczyt i z perspektywy pireneisty rzucić okiem na otaczające okoliczności. Było by pięknie gdyby nie to że naszą współwycieczkowiczkę ogarnął nagle lęk wysokości połączony z histerią. Chwyciła się barierki i zaczęła krzyczeć że nigdzie się z tego miejsca nie ruszy. A jechać trzeba! Ponieważ żadna perswazja nie odnosiła skutku - zastosowaliśmy przymus indywidualny. Kobieta została skrępowana, zakneblowana i zawiązaliśmy jej oczy. Tak spreparowaną chwyciłem wyćwiczonym u prof. Ż. chwytem strażackim i umieściłem na krzesełku wyciągu między dwoma przytrzymującymi ją mężczyznami.

Jeżeli ktoś będzie twierdził, że uczelnia niczego nie nauczyła - to łże!

16-03-2012 - Nowe Królewskie Miasto Sącz.

Takie nagłówki w swoich dokumentach miał nasz przyjaciel i urodzony sądeczczanin czyli Marian F.

Później ktoś zaczął robić oszczędności i pokićkał zupełnie. A tak to pięknie brzmiało! Wycieczki miały dzień oddechu, a radzieckie oddychały w tym królewskim mieście.

Schodzę kiedyś na kolację do hotelowej resteuracji,a tam przy złączonych stołach zasiada wycieczka radziecka. Kiedy już zasiedli, rukowoditiel po uprzednim zadzwonieniu nożem o szklankę - oznajmił :

- Dzisiejsza kolacja jest wydana ku czci tow. Kowaliowa przodującego traktorzysty z sowchozu Nowaja Żizń.

Czlowiek wstał, zarumienił się, ukłonił i dostał brawa. I zrobiło się miło. I traktorzyście, i uczestnikom uroczystej kolacji, i kibicom. Nawet jadło poczuło się dowartościowane, a nie jakby pies je zeżarł. Obserwowałem tych wyróżniowych, wystraszonych i trzymających się grupkami ludzi. Bo wyjazdy były rzadkością. Moja współpracownica nawiązała kontakt korespodencyjny z dziewczyną z Sojuza. Po paru latach korespodencji została zaproszona w odwiedziny. Po powrocie w ramach rewanżu zaprosiła korespondentkę do Polski, ale dziewczyny nie wypuszczono mimo że jej tata był Pierwszym Sekretarzem Partii w Kazachstanie.  Kiedyś coś tam dłubałem dla Slatiny (Rumunia) i przy wybornej śliwowicy, podczas omawiania projektu - zapytano:- Czy ty widujesz w Polsce samochody z rumuńską rejestracją ?- Rzadko, dwa, trzy w ciągu roku. - Popatrz cały świat się odwiedza, a ten faszysta nie chce nas wypuścić nawet do zaprzyjaźnionej Polski!

09-03-2012 - Władykaukaz.

Postulowałem zmianę autobusu i kierowcy, bo w planie mieliśmy przejechać w poprzek przez Kaukaz, a konkretnie z Tbilisi do Władykaukazu. Między tymi miastami jest poprowadzona Gruzińska Wojenna Droga. Emocje ogromne i za pokonanie tego dystansu należy się 30 lat odpustu. Nie wiem ile dają tym co nie utrzymali się na drodze i lądowali kilometr niżej. Kiedy już mieliśmy za sobą i bezpiecznie zjeżdżaliśmy z Kazbeku, nagle na drodze szlaban. Zjechać na łąkę i wszyscy mają wysiąść z autobusu. Wysiadamy. Tłum ludzi,ogniska się palą, barany się pieką, gorzałka się chłodzi w potoku. Wesele! Wszyscy są zaproszeni! I weseliliśmy się kilka godzin. Wprawdzie nie mieliśmy prezentów,ale nadrabiali to przybywający goście. Na wystawioną tacę każdy rzucał garść wyrobów ze złota. Uzbierała się tego pokaźna kupka.

Nazajutrz po południu zdarzyło się coś, co nie zdarzyło się w żadnym z paru setek zwiedzanych przezemnie miast. Przyszło do hotelu kilku ludzi i zapraszało do siebie w gości. Było to zdumiewające, bo był to czas kiedy ksenofobia była prawie zapisana w konstytucji. Jak tak pięknie proszą, to trzeba pójść i zobaczyć jak zyją w Osetii. Zachodzimy, a tam za trzydzieści osób i bankiet. - Jakieś święto ?- Święto jest takie że przyjęliście nasze zaproszenie i przyszliście w gości. A gości trzeba godnie przyjąć!

I odpowiadaliśmy na setki pytań ludzi ciekawych świata, a że w gardle zasychało. . . . . . .

Odlatywaliśmy z lotniska o nazwie Mineralnyje Wody i tam spotkaliśmy grupkę Polaków, którzy 5 dni temu też mieli przejechać Wojenną Gruzińską Drogę, ale mieli pecha, bo zeszła lawina błotna i zrobił się ponad stumetrowy zawał. Organizatorzy podstawili po drugiej stronie autobus i zaproponowali aby pasażerowie podjęli bagaż i brnąc po kolana w błocie pokonali ten kawałek drogi. Enerdowcy to zrobili, a nasi odmówili. Poczekali aż udrożnią drogę i stracili połaczenia lotnicze. Przez pięć dni przywożono ich na lotnisko w nadziei że będą jakieś miejsca w samolocie. Po tym czasie wyprawiono ich przez Kijów.

Kiedy słyszę o Osetii z przyjemnością uśmiecham się.

02-03-2012 - Telawi.

Nie mylić z Tel avivem, albowiem jest to stolica Górnej Kachetii, a ta jest w Gruzji. Zawieziono nas tam na odpoczynek po intensywnym zwiedzaniu i przed następnymi emocjami. Miasto niezbyt ciekawe, ale wspaniały zamek zamieniony na hotel z równie wspaniałymi piwnicami zamienionymi na winiarnię. A wina - klękajcie narody! I tak oddychaliśmy jeden dzień kosztując wspaniałe wina.

Następnego dnia pojawił się spóźniony  i wyraźnie wczorajszy kierowca autobusu. Rozegrała się mała bitwa na parasolki, albowiem każda ciotka chciała siedzieć koło przystojnego kierowcy. Czemu - to nauka nie dociekła. Problem rozwiązano w Wąchocku wprowadzając poprzeczne autobusy. Ja profilaktycznie siadam z tyłu autobusu pomny pewnego zdarzenia. Kiedyś na wczasy przyjechała spóźniona o kilka dni i zielona ze strachu dziewczyna. Jechała autobusem, a ten uderzył w przyczepę dłużycową, nadziewając na wystającą rurę kilku pasażerów. Koszmar - ale to były czasy kiedy takich wypadków nie nagłaśniano.

Ruszliśmy więc w kierunku Tbilisi, a w ambitnym kierowcy odezwała się dusza dżigita i postanowił nadrobić spóźnienie. Zaczął rozwijać na drodze terenowej dużą prędkość. Walimy co jakiś czas głowami w sufit. Wołam do pilotki - Gala niech on zwolni bo za chwilę w coś pieprznie. Ciotki obejrzały się oburzone na to że zwracam uwagę. I stało się! Za chwilę pieprznął w taką przyczepę dłużycową. Tu muszę pochwalić radziecką metalurgię, bo u nich stal gniotsia a nie łamiotsia. Wystająca rura wygięła się wybijając prawą przednią szybę. Nikomu się nic nie stało. Po wyjechaniu na asfalt, autobus zaczął jechać zygzakiem, a droga w terenie pagórkowatym.

Co on tam do cholery wyprawia! ! ! !

Bo on musi zapisać numer rejestracyjny tego motocyklisty, co mu zajechał drogę.

Zabiję dziada!

Za chwilę otarł się o mijanego moskwicza. Po chwili moskwicz wyprzedził i zatarasował drogę. Wywołał kierowcę, przyjechała milicja. Urwał lusterko. Pogadali i załatwili sprawę polubownie po gruzińsku. Moskwiczanin wyrżnął sprawcę dwa razy w ryj, pan milicjant poprawił dwa pałą! I rozległ się krzyk.

- Naszego pana kierowcę biją. . . . .

- I bardzo dobrze. Jak wyjdę to jeszcze mu dołożę! Gala -,ma jechać jak aniołek, bo go wyrzucę z autobusu! I tylko do Tbilisi, bo zarówno autobus jak i kierowca nie nadają się do dalszej jazdy!

24-02-2012 - Stambuł.

W czasie zwiedzania tego rozległego miasta, zawieziono nas pod Błękitny Meczet.   Pan przewodnik pokazał nam takie mini regaliki w których można złożyć obuwie, bo w butach wchodzić nie wolno. Rozzuliśmy się, ale przewodnik powiedział że nie będzie nas obznajmiał z wnętrzem. Tam nie ma nic takiego żeby aż przewodnik. Sami się zorientujecie, a ja popilnuję butów. I upilnował! Przewodnik następnej grupy zaniedbał i troje zwiedzało miasto w skarpetkach. Wiecie już teraz gdzie puszczają w skarpetkach!

17-02-2012 - Ateny.

W Atenach mieszka moja bratanica Agnieszka. Jak zawitaliśmy do Aten, to przy okazji odwiedziliśmy moją chrześniaczkę. Mieszka tam z mężem i córką Alą. Wtedy ta 6-cioletnia wiercipięta opanowała język polski, grecki i rosyjski (to po babci).  Kiedy się żegnaliśmy to Agnieszka zaprasza na jutro.

- Nie skorzystamy z zaproszenia, bo jutro mamy w planie Suncjon, Korynt i nocujemy w Larnace.

 Ala- A co jest w Suncjon?

- Świątynia Posejdona.

- Wiem! Bóg morza!

- Jak jesteś taka mądrala  -  to powiedz co on trzyma w ręku ?

- Widelec!

10-02-2012 - Liniowo.

Też Sybir! Do Liniowa trafiliśmy w zły czas. Na początku listopada w największe Święto i do tego przyplątał się przymrozek ( -28 gradusów). Wprawdzie wszystko było nieczynne, ale zaopiekowano się nami starannie i rzeczowo. Pierwsze pytanie brzmiało :

- Chłopy jak u was z gorzałą ?

- Parę jednostek ognia by się znalazło, ale w planowaniu nie uwzględniliśmy temperatury!

- Uzupełnimy!

Był to czas gorbaczowskiego zakazu, który spowodował ponoć większe szkody w ludności niż wszystkie najazdy tatarskie.

I uzupełnialiśmy niedobory organizmu pod wspaniałe pielmienie. Ogromnie ich ciekawiło jak wygląda u nas raczkujący wtedy kapitalizm. Wytłumaczyłem im, że nie ma różnicy. Teraz masz pieniądze, ale do sklepu nie ma po co zachodzić, bo puste półki. W kapitaliźmie wprawdzie półki pełne, ale też nie ma po co zachodzić bo pusto w kieszeni.

- Też będziesz kapitalistą?

Już jestem! Mają mi tylko zwrócić to co mi zabierano,  płacąc co miesiąc tygodniówkę. Ty też będziesz! Nie docierało do nich,więc zapytałem - za jakie pieniądze zbudowano tą ogromną zaporę na Obie? Zalew 160 x 20km.

- Za państwowe!

- Jest takie państwo Malta. Też by zbudowali ?

- Nie. Nie stać by ich było!

- To państwo i to państwo. Was stać było bo wybudowano za wasze zawłaszczone pieniądze.  

I tak sobie gwarzyliśmy, a co jakiś czas donoszono nową michę pielmieni. A ponieważ wszystkie były identyczne doszliśmy do wniosku, że to produkcja maszynowa. Ale przyparło mnie i musiałem przejść przez kuchnię, to zobaczyłem górę mięsa i zwał ciasta i babuleńkę która te pielmienie przyrządzała. Jak wróciłem to wysłałem kolegów aby tą maszynę obejrzeli.

Kiedyś Sojuz  w Paryżu wystawił duże ustrojstwo, czyli obieraczkę ziemniaków. Z jednej strony był zasyp, a z drugiej na taśmie wyjeżdżały obrane ziemniaki. Przyjechała wywrotka, wysypała ziemniaki, a po chwili otwierają sie z boku drzwiczki i wychdzi babuleńka.

- Ludzie pomóżcie - Wanię zasypało!

03-02-2012 - Nowosybirsk.

Aż tam mnie zagnało! Po zwiedzeniu miasta wielkości Warszawy, postanowiłem o tym powiadomić znajomych z sadystycznym zamiarem - a niech ich z zazdrości lekko pokręci. Nabyłem widokówki i napisałem - nu papał ja w Sybir, ale zbytnio się nie cieszcie. Żadna katorga, okowy czy kibitki. Nic z tych rzeczy! Turystyka, turystyka. Zakopertowałem, zaadresowałem, ofrankowałem i wrzuciłem do pierwszej napotkanej skrzynki. Nazajutrz nie zdzierżył rukowoditiel.

- Nu szutnik z was!

- Ni ponimaju?!

- Wy choroszo ponimajetie w czym dieło.

To jest dopiero organizacja!  

27-01-2012 - Budapeszt.

Wracaliśmy właśnie z Albanii, a że pociąg był za kilka godzin, więc złożyliśmy bagaże na kupkę i udaliśmy się na miasto na zakupy. Do pilnowania dobytku oddelegowaliśmy Staszka. Wracamy, a on cały rozchichotany.

- Co ci tak wesoło?

- Wyobraźcie sobie, że podchodzi do mnie kobiecina i pyta jak dojechać do Hajduszoboszlo?

- Nie wiem. Ja z Tirany.

- Panie, a jaka jo dopiero styrano!

20-01-2012 - Praha.

Właściwie to od niej powinienem zaczynać opis wędrówek, bo Praha była pierwszym miastem w moich wędrówkach. Darzę ją dużym sentymentem i chętnie tam wracam, bo uważam ją za miasto przytulne. Zafascynowany Szwejkiem zacząłem szukać jego śladów. Dotarłem do gospody Paliwca i było tak jak w książce. Przydymiona duża piwiarnia, na ścianie obsrany przez muchy portret Jego Cesarskiej Mości zwanego przez prażan Starym Prohazką. I było jeszcze coś, o czym nie wspomina książka, a znakomicie potęgująca nastrój. Była to grająca szafa. Do mebla tego wrzucało się monetę, pociągało za wajchę  i. . . szafa gra. Wrzucałem więc i pociągałem aż mi zabrakło monet. Zagadnąłem więc kelnera, aby mi rozmienił banknot bo bez grającej szafy to nie jest ten nastrój Szwejkowski. - Co ty takiego widzisz w tym Szwejku?- Uważam, że to był mądry chłop, ale rżnął głupa! - Był mądrzejszy od waszego Gomułki?- Hmm. Jaki był Szwejk to ci powiedziałem! A Gomułka?  A Gomułka to nigdy w wojsku nie służył!  I miałem za co grać do północy!

13-01-2012 - Lwów.

Za starej Polski, był we Lwowie basen. Jak nastała sowieckaja włast', to basen został, a zmieniono obsługę. Zatrudniono nową na wreszcie cywilizowanych warunkach. O właściwe zadbał urząd  o skróconej nazwie czyli RejKomTrebSojuz [zw. zaw]. Obsługa to też ludzie pracy i powinni być zatrudnieni jak inni. Od poniedziałku do piątku od 7-mej do 15-tej, w soboty do13-tej. Niedziele i święta - wolne. I w tych godzinach czynny był basen. Chcesz się kąpać - bierz urlop, przychodź i możesz się moczyć dowoli, ale tylko wtedy kiedy basen czynny!

06-01-2012 - Ułan Bator.

Mamy wieczór Trzech Króli [ale nie  szekspirowski]. Ostatnio kilku biblistów skłania się ku tezie, że ci trzej koronaci mogli przybyć z dalekiej Mongolii. Kraj to zasobny i bogaty i mieszkańców stać zarówno na dalekie podróże, jak i na bogate dary. Jeden ze zwiedzających, chcąc skomplementować ten kraj, oświadczył miejscowemu notablowi: - Jesteście przebogatym krajem. Jeżeli chodzi o kopaliny to posiadacie chyba całą tablicę Mendelejewa?- Powiem wam w zaufaniu [tylko proszę nie rozpowiadać], my mamy trzy tablice Mendelejewa!

30-12-2011 - Kijów.

W Kijowie kończyliśmy ekskursję. Po spożyciu zapasów doszliśmy do wniosku, że jakby kapkę brakowało.

Więc my dziedzice Chrobrego, tak jak on - wyruszyliśmy na Kijów. Miasto to żyło do późnej nocy. Doszliśmy do najważniejszego punktu w mieście, a mianowicie pod pomnik małego wzrostem, ale Wielkiego Wodza Rewolucji Pażdziernikowej, której to rocznicę obchodzi się w listopadzie. Pod pomnikiem spotkaliśmy grupkę osób płci obojga.  Pytam gdzie tu można nabyć gorzałkę?

- O tej porze już tu nie, ale jak macie ochotę na szampana i się dołożycie, to kolega zrobi większy zakup   bo się wybiera. Dołożyliśmy.

- Mam taką prośbę! Nie usiłuj mówić po rosyjsku. Mów po polsku, ja będę mówił po ukraińsku i będziemy   się doskonale rozumieli. To są bardziej pokrewne języki niż jakiś rosyjski.  I gaworzyliśmy do świtu. Nad ranem doszliśmy do wniosku  - że świat jest piękniejszy jak się do niego uśmiechamy!  

23-12-2011 - Hajfa 

Nadchodziły Święta Bożego Narodzenia, a wraz z nimi przyszła chęć, aby udać się na pąć. Ludzie dążą do różnych sanktuariów. . . . . . a my do Betlejem, do Betlejem. Aby się tam znaleźć trzeba było się przepromić przez Morze Śródziemne. Wypłynęliśmy z Cypru i dopłynęliśmy do Hajfy. A tam jak w dziecinnej zabawie. . . wszystkich ludzi przepuszczamy, a jednego zatrzymamy. Tym jednym byliśmy my. Powód - brak wizy. Jakaś jełopa z biura podróży zapomniała o tym powiedzieć. Wygląda na to że pąć mamy z głowy! Szef pograniczników zapytał Krysię po polsku - czemu nie macie wiz? Bo nikt nam o tym nie powiedział! Póżniej zaczął udawac Greka, a właściwie Anglika i zapomniał mowy ojczystej. Został z nami taki przemiły architekt z dobrą znajomością angielskiego. A szef od czasu do czasu wpadał i nasłuchiwał czy będę się awanturował.

Jak przyszedł czwarty raz to dość głośno powiedziałem do swego towarzysza: Przez całe życie byłem filosemitą, ale jak nas nie wpuszczą, będę miał powód aby być antysemitą. Szef podsłuchał, zniknął na dwie minuty, wrócił - jest zgoda na wasz wjazd. Ale antysemitą pan nie będzie? (i to wszystko w mowie ojczystej). Nie byłem i nie będę! Ufff!  I pojechaliśmy zwiedzać Ziemię Świętą i Obiecaną. Ale jak się przyjrzałem tej Ziemi Obiecanej to wyraziłem pogląd - że ktoś ich strasznie orżnął! Zwrócono mi uwagę żebym nie mówił herezji a uważnie przeczytał Biblię. Stwórca w swojej mądrości dobrze to sobie przemyślał, ale Izraelici są sami sobię winni.

Kiedy Mojżesz po przejściu przez Morze Czerwone znalazł odpowiednie miejsce, to po paru dniach przyszli do niego - szefie idziemy dalej, tu coć brzydko śmierdzi! W następnym też śmierdziało i następnych też. I tak przez czterdzieści lat, aż  znaleziono miejsce gdzie nie śmierdzi. Wszędzie tam gdzie im śmierdziało pompują dziś ropę naftową i niewyobrażalne ilości petrodolarów, a w Izrael trzeba corocznie je wpompowywać bo ropy nie mają. A jak kiedyś zauważył rzymski cesarz - petrodolary nie śmierdzą. Izrael ma dośc spore wpływy z turystyki. Zajechaliśmy nad jeziero Genezaret. Przystań z której wielu późniejszych apostołów wypływało na ryby. Też można wypłynąć, ale za godzinę wynajmu łódki chcą 80$. - Czemu tak drogo?  - Jakie drogo, jakie drogo? To jest słynne biblijne jezioro! Po nim Jezus piechotą chodził! Z boku ktoś bąknął - ja mu się nie dziwię.

Przy tych cenach. . . . .  Życzę Wam z okazji ŚWIĄT  byście byli zdrowi jak perszerony. Żyli w umiarkowanym dobrobycie i nie musieli piechotą po jeziorze.  I nie kręćcie nosem, bo wiecie jakie są skutki.

16-12-2011 - Baku

Po zwiedzeniu Świątyni Ognia, gdzie od wieków płonie gaz, zaczęło nas suszyć. Jak już zauważył poeta. ., ,w południe kawka, po niej lepiej się pracuje. . . " My czciciele, ,szatana" zacznamy się nerwowo rozglądać za małą czarną. A tu pustynia. . Sojuz słynął z czaju i picie kawy nie było w zwyczaju. Rozglądamy się nerwowo i za kilkunastym zakrętem ukazuje się plac, na środku okrąglak, a na dachu grażdanką wielki napis z neonem - KOFE. Uff! Wchodzimy - ludzie wbijają jakieś jedzonka. Proszę o kawę.  - To nie tu. Tam na rogu jest bar mleczny, tam dostaniecie mleko, kawę, a nawet kakao. - A co tam macie napisane na dachu? - Nazwa taka. . . .

09-12-2011 - Odesa ach Odesa!

Była taka piosenka pełna zachwytów o tym mieście. Był taki czas, że wyruszyłem w rejs na morze Śródziemne. Żeby tam się dostać musiałem najpierw pokonać Czornyje Morie, albowiem wypłynąłem z Odesy. Przy okazji zwiedziłem miasto i przyłączyłem się do chóru zachwyconych. Trzeba bowiem wiedzieć, że przed rewolucją miasto to uważane było za kurort europejski. Potem przyszła ksenofobiczna rewolucja i wsio padochło. Jak się trochę za Chruszczowa poluźniło, to włodarze miasta zaczęli kombinować - co by tu zrobić żeby ściągnąć turystów?

- Żeby ściągnąć chłopów - to na Zachodzi wymyślono striptiz!

Wezwano kierownika domu kultury i dano poleceni partyjne - zorganizować striptiz! I zorganizowano! Pierwszego dnia sala była nabita. Drugiego - rzadzizna, a trzeciego nikt nie przyszedł.

Wezwano człowieka na dywanik i kazano się wytłumaczyć.

- Sam nie wiem co się stało! Najlepsza sala w mieście. najlepsza orkiestra w mieście. I daliśmy najlepszą towarzyszkę.   Ona do partii wstąpiła jeszcze w 1905-tym roku!

02-12-2011 - Wenecja.  

Był taki czas, że wybrałem się statkiem Armenia na pływanie po morzu Śródziemnym i zwiedzanie różnych miejscowości. Źle obliczyłem zapas papierosów i mi zabrakło. Ale na statku była ławoczka, więc nabyłem kilka paczek marki Dukat. Koszmar! Były tak mokre, że mimo suszenia nie chciały się palić. Ognioodporne! Jeżeli ktoś posądza wytwórnię o partactwo - to nie powinien! Produkt ten miał na celu obrzydzić palenie, które jak wiadomo - szkodliwe jest. Robił to skutecznie bo dymka nikt nie pociągnął.

Rejs skończył się w Wenecji. Chodzimy z takim jednym Wieśkiem i zachwycamy się tym wspaniałym miastem. Trafiliśmy na sprzedawcę toreb. Ten jak usłyszał, że rozmawiamy po polsku - wpadł w trans.

Cieszy się i wita komunistów polskich. On też jest komunistą - tu legitymacja. Jak się razem weźmiemy to nakopiemy do dupy tym przeklętym imperialistom, itd, itd - łamanym rosyjskim.

Na to Wiesiek - jak masz te papierosy, to mu daj. Gwarantuję że zmieni orientację polityczną.  No to mu wręczyłem - eto dla was podarok. Ruskije - samyje łudsze. Chłop się niezmiernie ucieszył, ale nie wiemy co było dalej.

25-11-2011 - Zabrze.

Moja rodzicielka ucząc mnie skromności, mawiała: siedź w kącie a znajdą cię! Siedziałem więc cichutko - jak ta myszka. Nie domagałem się żadnych wyróżnień, beneficjów czy gratyfikacji. Aż tu nagle, tuż przed moim odejściem na emeryturę, na uroczystej akademii z okazji Dnia Hutnika wręczono mi publicznie imienny talon

Przyznam się Wam, że się rozczuliłem. Jest jednak sprawiedliwość na świecie! Dostrzegli,docenili i uhonorowali dostępem do dóbr luksusowych. Talon był do realizacji w wyspecjalizowanym sklepie w Dąbrowie Górniczej. Tu się muszę znowu przyznać - zmarnowałem to dobrodziejstwo! Powody były dwa. Musiałbym wziąć dzień urlopu i pokonać odległość ok. 150 km. Drugim powodem było to iż miesiąc wcześniej nabyłem taki przedmiot. Acha! Winienem Wam informację - tym przedmiotem było żelazko! Elektryczne, elektryczne i to o mocy 800 wat, wraz ze sznurem zasilającym.

Takie żelazko nabyłem w NRD. Celnik jak się o tym dowiedział, to koniecznie chciał je zobaczyć.

- Proszę sobie obejrzeć, bo chyba pan przez dłuższy czas czegoś takiego nie widział!

18-11-2011 - Opole.

Na początku lat 60-tych nabyłem samochód. Zazdrośników uspokajam, nie był to Mercedes, czyli wóz w gatunku Meisterklasse. Nie był to też Trabant - czyli wóz w gatunku Klaistermasse. Był to produkt polskiej myśli technicznej,napędzany silnikiem od motopompy, zwany na Zachodzie jako Gomulka-auto. W Polsce nazywany był Syreną. Gomulka jak Gomulka, ale wyposażony był w opony marki Dębica, gat DD (do dupy), bowiem zdarłem je do płótna po ośmiu tys. km. Nabycie nowych nie było takie proste. Wiadomo że opona jest materiałem strategicznym, a tym samym deficytowym, więc o przydziale decydował sam Przewodniczący Wojewódzkiej Rady Narodowej (dziś się spospolitował i jest zwykłym wojewodą). Wystosowałem odpowiednie podanie i już po niecałym miesiącu otrzymałem przydział - na opony szt. 2,

Złożyłem więc odwołanie, argumentując że Syrena jest dwuśladem i na dwóch kołach nie pojedzie. W załączeniu zdjęcie na którym widoczne są trzy koła (a czwarte domyślne). Mniemam iż ob. Przewodniczący przydzielając opony sądził ze Syrena jest motocyklem. Proszę więc o uzupełnienie przydziału.

Po miesiącu otrzymałem pismo, że ob. Przewodniczący jest świadom tego że Syrena jest samochodem i tylko dzięki temu iż po uzyskaniu pozytywnej opinii środowiskowej i dużym zaangażowaniem ob. w działalność społeczną uczynił wyjątek przydzielając ob. dwie sztuki. Normalnie przydziela jedną,albo wcale.

No i mówiąc po śląsku - my som u Warmuły w placu. Na szczęście istniał t. zw. czarny rynek.

11-11-2011 - Elbasan.

W mieście tym był sklep rzeźniczy. Puściuteńki, ale pewnego dnia został oblężony przez dobre dwie setki mężczyzn.

Albania była jedynym krajem komunistycznym i w związku z tym absolutnie ateistycznym. Zburzono więc wszelkie meczety (w Tiranie około setki), kościoły, cerkwie i. t. p. Nie wykorzeniono nawyków poislamskich, według których kobieta (ponieważ nie ma duszy), traktowana jest jak zwierzę domowe. W czasie mego pobytu, chińczycy podrzucili mnóstwo rowerów, a ja stawiałem butelkę koniaku temu koledze, który mi pokaże jadącą na rowerze kobietę. Widziałem też jadącego na osiołku dziadka, a za nim drepczącą babcię. Wszyscy mu po drodze współczuli, albowiem odwoził babcię do szpitala.

Zmarł w tym czasie szanowany w mieście lekarz. Kondukt się ciągnął przez całe miasto. Uczestnicy ustawiali się w dwóch rzędach i trumna była podawana nad głowami do tyłu. Uczestniczyło w pogrzebie około 3 tysięcy mężczyzn i ani jedna kobieta.

Kiedy w sklepie pojawiał się atrakcyjny towar, ustawiały się dwie kolejki. Mężczyźni osobno, a kobiety też. Obsługiwani byli tylko mężczyźni (nawet kilkuletnie smarki), a kobiety bez szemrania stały w nadziei że kiedyś tych chłopów zabraknie.

Rozumiecie teraz że rzeżnika oblęgał tłum mężczyzn. I z tego tłumu pod prąd przedziera się człowiek. On już nabył. Tak szczęśliwego człowieka nie widziałem. Buzia uśmiechnięta jak słoneczko, z radości podskakuje i popiskuje, bo oburącz tuli do siebie niezapakowany, oskurowany łeb barani

04-11-2011 - Charków.

W Charkowie sprzedawano kozaczki. Tu jednak personel sklepowy był profesjonalny i sprzedaż była wzorowa. Ponieważ chętnych było o wiele więcej niż kozaczków, to aby uniknąć zdemolowania sklepu, sprzedaż przeniesiono na podwórze. Było ono odgrodzone od nabywców murem o wysokości około czterech metrów. W murze były dwuskrzydłowe wierzeje, uchylone i zabezpieczone łańcuchem. Pozostawała szpara 20-tu centymetrowa. Kto się znalazł przy tej szparze, wkładał rękę z pieniędzmi. Wycofywał się i czekał na towar. Kozaczki powiązane w pary były przy aplauzie tłumu przerzucane przez mur.

28-10-2011 - Warna.

Wpisał się w naszą Księgę gości, gość o ksywie Ogrody Wrocław. Tu mi zabił ćwieka.  Kto to może być? I tu uciekłem się do wypróbowanej metody kpt. S. a mianowicie do pracy myślowej. Tą metodą doszedłem do pewności, że jest to nasz zaginiony (porwany w kwiecie wieku przez Cyganów) kolega zwany przez nas Radianem. To musi być On, bo twierdzi, że - były to piękne czasy, a zna to z autopsji! Dodałbym, że były to także czasy radosne i szczęśliwe! Tej radości dostarczała nam dystrybucja towarów, przemianowana teraz na ordynarny handel.  Radośc była wielka, jeżeli udało ci się nabyć tubkę pasty do zębów bez konieczności zwrotu zużytej. Albo żarówkę bez zwrotu przynajniej cokoła. Albo pół kilo kaszanki i nie musiałeś oddawać krwi. Nabywca worka cementu chodził w glorii niczym zdobywca medalu olimpijskiego! I popatrzcie co się porobiło! Każdy towar, w każdej iliści przywiozą ci do domu. I gdzie tu miejsce na odrobinę radości?

Smutne czasy nastały!  Jeszcze się podtrzymuje znajomości i przyjaźnie zawarte w całonocnych kolejkach, ale nowych się nie zawiera 

Fakt - towaru czasem brakowało - ale obsługi było od metra. Spowodowali to radzieccy, którzy dla poprawy obsługi klienta wprowadzili drugą diewuszkę. Ta pierwsza na pytanie o towar - odpowiadała - niet!  Druga natomiast z anielskim uśmiechem dodawała - i nie budiet! Problem niedoborów, jak podaje S. Piasecki znalazł rozwiązanie. Zaproponowano aby każdy miał awionetkę. Mieszkasz w Moskwie i dowiadujesz się że w Riazaniu pokazał się cukier - wsiadasz, lecisz, nabywasz i po problemie.

Ale wróćmy do Warny, przyjechali Rumuni i przywieźli tekstylia, a mianowicie koszulki bawełniane z nadrukiem. I zaczęło się parcie na towar, które przekształciło się w parcie na ladę, aż ta została przesunięta pod ścianę. Spryciula ekspedientka, aby uniknąć zmiażdżenia wskoczyła na ladę i spacerując po niej obsługiwała klientów.  

21-10-2011 - Ozimek.

Rozmawiam ze starym giserem ;

- Niech Oni sie nie gorszo, jak bede Onym pedoł - wicie co to terozki za inżynier? Przed wojno to był inżynier!

- Więcej umiał ?

- Ni, ale to był wielgi pon! Jak szoł bez hale, a ja na czos czopki z gowy nie zdymnoł, to jak me piznuł bez pysk - to jo w bioły dzień      szyćkie gwiozdy dojrzoł!  A z nosa mi wielgi snopel wylazował!

14-10-2011 - Taganrog.

Na wycieczce było z nami przemiłe starsze małżeństwo z  Tomaszowa  Maz. I w Rostowie mi mówi: tu niedaleko jest Taganrog, a tam mam siostrę. Korespondujemy, ale jak wyjechałem w 20-tym roku z tego miasta to jej już więcej nie widziałem. Zamiast oglądać jakieś badziewie - wolelibyśmy ją odwiedzić. Zapytamy naszej rukowoditielki. Ona też zapyta i po godzinie oznajmiła - nielzia! Ale okazuje się, że następnego dnia jedziemy do Tagnrogu. W programie - muzeum A. Czechowa i kąpiele w morzu Azowskim. Im bliżej tym Sergiusz jest coraz bardziej nerwowy. Coś wykombinujemy. W mieście zobaczyłem cysternę [poj. 10 000 l] z napisem KBAC.  Stańcie - kwasu trzeba poprobować! Wysypała się cała wycieczka do tego kwasu. Zapytałem - gdzie i o której obiad, a Janusz załadował ich do taksówki.  Janusz to nasz kolega z akademika który jest lekarzem. Rukowoditielka zbladła, ale Janusz jej oznajmił że ci państwo chorują na [Termin łaciński] i nie wolno im się opalać. Chyba nie chce aby to się skończyło szpitalem. Mają zwiedzać miasto i stawić się na obiad. Ale na obiad nie przyszli. Dziewczyna zzieleniała ze strachu. Nawierno wiernuli sia Rostow. W Rostowie też ich nie ma. Dziewczyna ma łzy w oczach. Gramy na czas Chyba poszli na miasto bo niema klucza. Po godzinie wrócili. Sergiusz powiedz dziewczynie że żona się źle poczuła i musieliście wrócić, bo lekarstwa zostały w hotelu, a potem poszliście na miasto.

Zapytałem naszego pilota - co ona taka wystraszona? Opowiem panu moją przygodę to pan zrozumie.

Studiowałem w Moskwie, a że żyję skromnie, to nazbierało mi się sporo rubelków. Wakacje się zbliżały, więc wpadłem na pomysł aby odwiedzić kilkanaście miast w Sojuzie. Napisałem podanie z marszrutą i o dziwo dostałem zgodę. Wylądowałem w Duszanbe, idę do hotelu, a tam miejsc nie ma. Wychodzę, zaczepia mnie człowiek w chałacie w paski. Co,nie ma miejsc? Jak chcesz to cię przenocuję. Rano jak się dowiedział żem innostraniec, to zbladł i na wszystkie świętości prosił abym nie mówił kto mnie przenocował. Prowadził mnie jakimiś zakamarkami, kluczył, abym nie zapamiętał drogi. A na lotnisku wezwali mnie do spowiedzi.

Gdzie spaliście ?

Miejsc w hotelu nie było, to przenocował mnie jakiś człowiek.

Bo nie powiedziliście że innostraniec. Dla takich zawsze miejsce jest. Adres i jak się nazywa ten człowiek ?

Nie znam i nie wiem!

Poleciałem dalej, ale przed każdym lądowaniem przez głośniki samolotowe informowano, że. . . dla pasażera Bolesławowicza zarezerwowano miejsce w hotelu [tu nazwa]

Pokażcie że na świecie jest taki drugi przewożnik który tak troskliwie opiekuje się pasażerem.

07-10-2011 - Rostów!

Za tym pustym stepem miasto jest ogromne, bo ponad milionowe. I tyle wiemy o tym mieście. A drzewiej  było to miasto słynne w Europie i okolicach. Ciągnęli doń ze wszystkich stron. Przybyli nawet kupcy z dalekiej Lizbony. Sławę miasto zawdzięczało przedstawicielkom najstarszego rzemiosła w świecie. Zrobiły z tego sztukę i były niezrównane. Ale przyszła rewolucja, zlikwidowano prywatną inicjatywę, rzemiślników zagnano do arteli i sztuka padła. Na czym ten artyzm polegał - to miejskie kroniki milczą i dowiedzieć się nie sposób.

Domyślać się można, analizując zachwyconych Arabów którzy ukuli po powrocie serdeczne życzenie - żeby cię Allah obdarzył tłustą żoną. Chyba na tym polegał ten knyf, bo baby były tam jak szafy!

Zszedłem z tematu, bo miasto to mile wspominam z zupełnie innych powodów:

Zwiedzając miasto zajrzeliśmy do tawerny, a tam ludzie wcinają niewielkie skorupiaki popijając piwem. To my też! Usłyszeliśmy, że kuchnia nieczynna i musimy się obyć smakiem. Trudno - napijemy się tylko piwa. Po chwili przychodzi kelner z niebotycznym stosem tych skorupiaczków. Z najlepszymi życzeniami od szefa kuchni! Nic nie płacicie - jesteście jego gośćmi!

I drugi powód; Na tym pustym stepie,nad cichym Donem wybudowano skansen. Taką kozacką stanicę. Prowadzono tam bufet. Nabrałem ochoty spróbować tego starożytnego kozackiego jadła. Stanąłem w przydługiej kolejce. Przedemną stoi dwóch kozaków Jeden pilnuje kolejki, a drugi poszedł na rekonesans.

Wraca. Sasza jest polska wodka! Bierom ?

- A kak wchodi? Kak nasza?

Mruknąlem - łudsze!

- A ty od kuda znajesz?

Wytłumaczyłem im żem z Polski rodem i co jak co, ale ten produkt udał się nam nad wyraz. Po degustacji przyznali mi rację - wchodziła lepiej!

23-09-2011 - Bitterfeld.

Obiecałem kiedyś że powożę Was po świecie. Tu chcę wszystkich uspokoić, bo nie będę opisywał jak wygląda Alhambra, świt w Pireusie, czy jak pachnie Bułgaria. Bo tego nie da się opisać, to trzeba doznać. Zapraszam na wędrówkę bo tu i ówdzie działy się różne incydenty. Dla Bitterfeldu projektowaliśmy grafitownię wraz z obiektami towarzyszącymi. Strona niemiecka doznała iluminacji i starała nas zmusić, aby ująć w projekcie chwytak podciśnieniowy. Tłumaczyłem im że to ustrojstwo jest dobrym rozwiązaniem do transportu tafli szkła, blach, płyt laminowanych, ale nie nadaje się do elektrod, albowiem są one porowate i żadnego podciśnienia nie da się utworzyć. W ferworze sprzeczki wypaliłem - że nie mają racji. Na to usłyszałem - rację ma ten, kto ma pieczęć. A pieczęć mamy my! I wcisnęli. Zastrzegłem że wrowadza się na zdecydowane żądanie strony niemieckiej i projektant nie bierze odpowiedzialności za to urządzenie. Po przeprowadzeniu prób wyszło że to ja miałem rację, a im pozostała pieczęć i ogromne szczęście, bo padła w międzyczasie NRD, a wraz z nią inwestycja. A ciężko by odpokutowali! Powód upadku NRD, był zupełnie inny i żadnych zasług sobie nie przypisujemy!

16-09-2011 - Ryszard Wielki!

Kiedyś mi się zwierzył, że nie chce być wielkim człowiekiem, a chciałby być wielkim mężczyzną. I był! Wśród wielu talentów jakie posiadł, był także wspaniałym językoznawcą. Wystarczy poczytać Jego opowiadania. Odkrył On uniwersalne słowo dające się zastosować w każdej dyskusji. Z pozoru lapidarne, ale posiadające głębię i jakiś ukryty znak zapytania. Słowem tym jest - "BA". - Pogoń znowu wygrała. - Ba!    - Znowu dostali baty! - BA!

09-09-2011 - Przypominam!

Z okazji zlotu, podrzucam Waszej pamięci kilku naszych kolegów i ich powiedzonka. Antonio!  - Biblijny Stwórca podzielił wody. A Antek podzielił wódy. U niego były dwa rodzje: wódki dobre i wódki bardzo dobre. Wziął tu przykład z Lutra i swoje przemyślenia umieścił też na drzwiach - tyle że szafy. Szufla!  -W pełni popierał Antka. Był takim smakoszem. że jak wysączono ostatnią kroplę - to klękał przed w/w drzwiami i prosił - Boziu spraw żeby mi się choć raz odbiło! Piękniak!  -Staszek postawił przed światową matematyką, nierozwiązany do dziś problem! Czy półtora jest liczbą mnogą? Bo w jadłospisie stołówkowym napisano - jajka, a dają półtora! Heniek Bęc  - P. Był od nas młokosów o kilka lat starszy i pouczał nas, że. . . z państwowego, księdzowego i kobiety z między nóg - rwij ile będziesz mógł.

09-09-2011 - Jan H.

Powiedzonkami Janka były różne wierszyki. Preferował klasyczny rym częstochowski, n. p. taki wiersz - wygrał migdał. Przecieżto jest gotowy tekst piosenki!   Powtórzyć to 120 razy na jednej nucie i mamy szlagier! Innym ulubionym był taki pseudolimeryk. A szło to tak: Kobieta,gdy pijana,ma respekt dla pijaka. I jest z nim zbratana - kobieta gdy pijana. Razem się chwycą ściany - zaleją znów robaka. . Kobieta gdy pijana, ma respekt dla pijaka! Albo I tak go nieśli ulicami miasta. A on był czarny i niewzruszony. . Przyleciał pies - uronił kilka łez. . Przyleciała suka - udała że czegoś szuka. A oni go nieśli ulicami miasta A on czarny i niewzruszony. . I tak go nieśli, aż im żyły nabrzmiały. . Czterech niosło fortepian, a piąty pedały.

26-08-2011 - Kazio D. zwany przez przyjaciół Banditt.

Nie wzięło się to z jego krwiożerczego charakteru, bo Kazio jak każdy Kazio - dobroduszniakiem był. Banditt - to było jego wyrażenie dezaprobaty. A stało się jego ksywą. Kazio wpadał czasem na pokerka. Był mile widziany i wręcz oczekiwany. Był wspaniałym kompanem, a oczekiwany z innego powodu. W tej to nieolimpijskiej jeszcze dyscyplinie zachodzi odwrotna proporcja. Im zawodnik słabszy - tym hojniejszy jako sponsor. A Kazio do orłów się nie zaliczał. Miał przy tym takie powiedzonko  - preigrał karowku, preigrał i wierowku. Cechowała go ogromna determinacja, więc oba cele osiągał!

19-08-2011 - Rybacy!

Waldek zwany Dorszem. To tylko przypadkowe podobieństwo do nazwiska. Ksywa wzięła się z jego powiedzonek. On ci to wymyślił i powtarzał, że  - ojczyzną dorsza jest Dorsche Demokratische Republik! Drugim powiedzonkiem było:  - wystroił się jak dorsz na Święto Morza!                    

* * * * * * *

Waldek znany jako Siemion. Ten ci ukochał śledzie! Z pełnym  zadowoleniem oznajmiał że  - dziś na obiad zakąska. Odkrył, że śledź nie ryba - ości nie posiada. Można go spożywać w całości, ale raczej bez łbów!

12-08-2011 - C jak Cz. Jan!

Jasia spotkałem na jednym z pierwszych zjazdów. Jak zwykle elegancki i modny. Twierdził bym że z tą modą to przesadził. Przyjechał bowiem z utlenionymi na biało włosami. On był pierwszy, a za nim poszli inni.  - Co to się stało Jasieńku ? Wyglądasz z tymi rozwianymi włosami jak patriarcha rodu! Czemu tak na biało?  - Wiesz czasy są mniej więcej takie nerwowe. Dzwoni telefon, odbierasz i wiesz kto mówi,    ale nie wiesz kto słucha!

05-08-2011 Powiedzonka i inne złote myśli naszych Kolegów.

Przypomnę pakiet tychże wzbogacających nasze wspomnienia. Ponieważ pakiet ma swój porządek, więc nie wybrzydzajcie jeżeli już je znacie z Mietkowych KAMRATÓW. Jak bowiem mówił A. Fredro - znacie, to posłuchajcie. Ponieważ nie chcę nikogo wyróżniać -to będzie alfabetycznie. A - a jak się powiedziało A,to trzeba powiedzieć B. Czyli Andrzej B. Okopani i zamaskowani na terenie poligonu ćwiczymy nawiązywanie łączności radiowej. Przy mikrofonie -Andrzej. - Tu brzoza,tu brzoza. Wołam sosnę, wołam sosnę. Odezwijcie się.   Widzę was dobrze nie słyszę wcale!

29-07-2011 - Barak radziecki!

W Sojuzie, jak i w innych demoludach celebrowano różne okrągłe rocznice. Aby uczcić jakąś okrągłą leninowską - cech zegarmistrzów ogłosił konkurs na konstrukcję zegara, upamiętniającego tą uroczystość. Konkurs się odbył i przyznano następujące miejsca i medale: - III miejsce i medal brązowy zdobył zegar miniatura Wieży Spasskiej i wygrywający kremlowskie kuranty, -  II miejsce i medal srebrny zdobył zegar z kukułką. Z okienka wyskakiwała kukułka i wołała - Lenin,Lenin. -   I miejsce i medal złoty też zegar z kukułką, tyle że zamiast kukułki wyskakiwał Lenin i wołał ku-ku,ku-ku,ku-ku. Tą głęboką leninowską myślą kończę pobieżny przegląd krążących dowcipów. Wam wszystkim przesyłam i dedykuję te leninowskie przesłanie: Ku-ku,ku-ku. ku-ku. . . .  

22-07-2011 - Autonomiczny  barak śląski.

I przyszedł taki smutny dzień, że zgasło nam niezbyt lubiane, nasze Słoneczko śląskie - przez  okoliczny  lud zwane Decymbrem. Posługując się miejscowym kolokwializmem - trefił go szlag, co można przenieść na język medyczny - zmarł na zawał.

Postanowiono że pogrzeb ma być paradny i na ostatni spoczynek ma go nieść sześciu sztygarów w galowych strojach, ze szpadą u boku. Ale chętnych do niesienia nie było. Wreszcie płacąc duże pieniądze skompletowano skład. Ale przed całą ceremonią - jeden się wyłamał.

- Maryjka pedzieła że jak go bede targał to nie bedzie mnie przać i chałpy wyciepnie. bo ona takiej gańby nie strzymo.   Biercie se ty pinidze, a jo ida do dum, bo kaj jo tako drugo gryfno frele najda. I poszedł i zostało pięciu. No  to zabrał głos Alojz.

- Karlik - ty jesteś najmyniejszy i nie do pary. Bier forsa i ciś po gorzała i z tom gorzałom nazad   gibko na smentorz. Śtyrech styknie. Na grubie se redzim to i tu poredzim.

Wraca Karlik z gorzałą i widzi że koledzy się nosami podpierają.

- Chopy - co z wami. Tak sie sadzili, że sobie poredzą, a cołkiem wykamane i padnięte jak te sznity?

- Chopeczku - co by tu widzioł co sie tu wyprawioło. . . Jak my go do grobu spuścili - to my dostali taakie oklaski,   że my musieli osiem razy bisować!

01-07-2011 - Uś!

Pozdrawiam Was tym oto starozakonnym okrzykiem wydawanym podzas zanurzania się w zimnej cotygodniowej mykwie (ze zbiorów Zambrzyca). Przejęte teraz przez karateków. Uś!

Barak moskiewski! Moskwa. Kreml. Skarbiec (wstęp 1 $ - a nie można było przewozić, więc niedostępny dla demoludów). Zwiedza więc wycieczka amerykańska. Po skończeniu jedna z uczestniczek - do oprowadzającego:-Tyle dobra leżącego luźno na stołach. I ani to solidnie zamknięte, ani pilnowane. . . . - Reprezentujemy różne pojęcia wartości! Bo u nas nie srebro, czy złoto - ale największą wartością jest człowiek! I ci są solidnie zamykani i pilnowani! Uś!

24-06-2011 - Barak polski!  

Przyszedł czas wymiany dyrektorów (tych z awansu społecznego). Wyrzucają człowieka z dyrektorstwa, partii, pracy, willi! - To co ja teraz będę robił?- Do kamieniołomów k. . . . . pójdziecie! ! ! ! - Czemu nie? Dacie ludzi. . . . .

17-06-2011 - Barak warszawski!

Połowa lat pięćdziesiątych. Na rogu Alej i Marszałkowskiej stoi odświętnie odziany człowiek z dużym bukietem kwiatów. Podchodzi doń przechodzień. - Panie Rozenblumm, pan tu z tym bukietem czeka na Amerykanów? - Zgadza się! Na Amerykanów! - Panie! Ja pamiętam 39-ty rok. Też pan stał tu z takim samym bukietem i czekał na wejście ruskich! - I co?  Nie weszli? Barak albański!  Podczas mojego tam pobytu żadnych dowcipów nie słyszałem. Bierze się to z mojej słabej znajomości języka oraz dystansu w jakim nas giaurów utrzymywano. Potomkowie dumnych Ilirów czyli obecni Shqipterowie chodzili dumni i szczęśliwi z dwóch powodów i nie było im do śmiechu. Pierwszym powodem było zbudowanie jako pierwszy i jedyny kraj komunizmu! Innym się to nie udało! Mogę się pochwalić - że żyłem (króciótko) w tym ustroju. W BRH pouczono nas żeby broń Boże niczego nie krytykować. Chwalić!  Ale co? Zaskarbiłem sobie uznanie, kiedy powiedziałem, że najbardziej mi przypadła do gustu - raki! Gdzie indziej zwana rakiją, czyli gorzała owocowa. - Widzę że jesteś znawcą. U nas jest takie powiedzonko - jestem tak zalatany że nie mam nawet czasu na kieliszek raki! Ale ja rozumiem to powiedzonko. Po kieliszku człowiek dostawał takiego traktorka i telepało nim przez kwadrans. Trafiała się czasem i zjadliwa. Drugim - jak przypuszczam powodem szczęścia było: - 6-ta rano. kołatanie do drzwi Otwieram - bezpieka! - Wy  Berisha?- Nie, piętro wyżej!

Czytany 4064 razy Ostatnio zmieniany wtorek, 08 grudnia 2020 19:32
Więcej w tej kategorii: Tak było i bywa cz. 6 »
Zaloguj się, by skomentować